Wspólnota Polska oczekuje twardego stanowiska władz polskich - premiera i szefa MSZ - w sprawie przejęcia przez władze białoruskie, należącego do Związku Polaków na Białorusi, Domu Polskiego w Iwieńcu - oświadczył szef stowarzyszenia Maciej Płażyński.
Właścicielem Domu Polskiego w Iwieńcu jest nieuznawany przez władze w Mińsku Związek Polaków na Białorusi lojalny wobec Andżeliki Borys. Jak powiedział PAP działacz ZPB Andrzej Poczobut, białoruscy milicjanci weszli w poniedziałek do Domu Polskiego w Iwieńcu, w którym przebywają działacze ZPB.
Płażyński zaznaczył w rozmowie z PAP, że przejęcie domu w Iwieńcu stanowi swego rodzaju przełom w dotychczasowej sytuacji, ponieważ - jak mówił - do tej pory, mimo że władze białoruskie nie uznawały Związku Polaków na Białorusi kierowanego przez Andżelikę Borys, to jednak nie prowadziły represji w stosunku do domów należących do tej organizacji. W ocenie Płażyńskiego przejęcie domu w Iwieńcu to "wyraźne zaostrzenie" sytuacji.
Jak mówił, wokół domu w Iwieńcu od kilku miesięcy toczył się konflikt. Według Płażyńskiego władze białoruskie próbowały zastraszyć kierowniczkę tego domu i szefową iwienickiego oddziału ZPB Teresę Sobol. "Pierwsza próba przejęcia siłowego tego domu, miała miejsce około dwóch tygodni temu; wtedy się nie udało" - powiedział.
"Przez ostatnie tygodnie mamy do czynienia z kolejnym przejawami represji w stosunku do ZPB, a to wszystko dzieje się prawie w przededniu wizyty ministra spraw zagranicznych Białorusi w Polsce" - zaznaczył.
Podkreślił, że w związku z tym Stowarzyszenie Wspólnota Polska oczekuje od władz polskich twardego stanowiska. "Oczekujemy od władz polskich - od premiera po ministra spraw zagranicznych - twardej reakcji w stosunku do władz białoruskich, bo jeśli tej reakcji nie będzie, to pozostały majątek też zostanie zajęty przez władze w Mińsku, a działalność ZBP sparaliżowana" - powiedział.
Zwrócił uwagę, że od pięciu lat w rękach Związku Polaków na Białorusi są tylko trzy domy - w tym ten w Iwieńcu - z 16, które nasz kraj wybudował na Białorusi w latach 90. "Oczekujemy powrotu majątku do prawowitych właścicieli, czyli do ZPB" - podkreślił.
Zdaniem Płażyńskiego, jeśli nie będzie twardego stanowiska polskiego MSZ, to władze białoruskie posuną się jeszcze dalej. "Oni chcą doprowadzić do tego, by ZPB Andżeliki Borys nie mógł funkcjonować, żeby nie miał zaplecza organizacyjnego i materialnego i żeby nie mógł prowadzić działalności finansowej, bo kary spowodują, że nie będzie miał pieniędzy" - powiedział.
Jak mówił, dowodem takich intencji jest też nałożenie przez władze na Białorusi grzywny w wysokości około 25 tys. dolarów na spółkę Polonika, której właścicielem jest ZPB a szefową Borys. Jak tłumaczył, spółka ta prowadzi działalność edukacyjną, natomiast białoruskie władze stwierdziły, że jest to działalność charytatywna, która na Białorusi jest objęta innymi przepisami prawnymi, i w związku z tym nałożyły grzywnę. W jego ocenie może to oznaczać w praktyce bankructwo spółki.
W opinii Płażyńskiego prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka zrozumiał ostatnie ocieplenie stosunków z Unią Europejską jako przyzwolenie na twarde działania w stosunku do mniejszości polskiej. "Skoro Europa mu trochę odpuściła, to on wykorzystał to, by rozprawić się ze środowiskiem najsilniejszym, jeżeli chodzi o niezależność, czyli z organizacjami polonijnymi. Polacy płacą w ten sposób cenę za pozorną poprawę klimatu politycznego na Białorusi" - zaznaczył Płażyński.
Białoruskie władze nie uznają ZPB Andżeliki Borys, który przez Warszawę uważany jest za jedyny prawomocny. Dla Mińska legalny jest Związek Polaków kierowany obecnie przez Stanisława Siemaszkę. Do rozłamu doszło zjeździe ZPB w marcu 2005 roku, na którym wybrano na prezesa Andżelikę Borys.
Rośnie zagrożenie dla miejscowego ekosystemu i potencjalnie - dla globalnego systemu obiegu węgla.
W lokalach mieszkalnych obowiązek montażu czujek wejdzie w życie 1 stycznia 2030 r. Ale...
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.