Ile potrzebujemy czasu na recepcję nauczania Franciszka? Zapewne tyle samo, a może nawet więcej, co na nauczanie jego poprzedników.
Pięć lat. Niewiele. „Jak twierdzą historycy, by można było mówić o recepcji Soboru, potrzeba przynajmniej stu lat. Zatem jesteśmy dopiero w połowie drogi.” Cytat z wywiadu, jakiego Franciszek udzielił włoskiemu Avvenire na zakończenie Jubileuszu Miłosierdzia. Ile potrzebujemy czasu na recepcję nauczania Franciszka? Zapewne tyle samo, a może nawet więcej, co na nauczanie jego poprzedników. Oczywiście z Janem Pawłem II było łatwiej. Bo on był nasz. Chociaż także z nim mamy problemy. Emocjonalny zachwyt nie zawsze był równoznaczny z przyswojeniem tego, co głosił. Benedykt XVI? Ilu zadało sobie trud przyswojenia sobie choćby wywiadów. O napisanych przed wyborem książkach i artykułach nie wspomnę. Może ten ostatni brak sprawił, iż z taką łatwością przyklejono mu etykietę pancernego kardynała. I wielu dało się nabrać.
Wróćmy zatem do wspomnianego wywiadu dla Avvenire. Cytowane wyżej zdanie jest fragmentem odpowiedzi na pytanie o Sobór Watykański II. Franciszek mówił o przesunięciu „akcentów z wiary pojmowanej formalistycznie na wiarę, rozumianą jako spotkanie osobowe”, będącej żywą relacją z Bogiem i ze wspólnotą. W tym stwierdzeniu prawdopodobnie należy szukać klucza do najczęściej pojawiającego się w jego nauczaniu słowa: rozeznanie. Typowe dla jezuity? Niekoniecznie. Raczej wydobyte z kościelnej tradycji kierownictwa duchowego. Żeby nie szukać daleko: pojawia się często choćby w powstałych za czasów kardynała Ratzingera dokumentach Kongregacji Doktryny Wiary. Związane z kierownictwem duchowym rozeznanie zdaniem świętego Jana Pawła II jest najlepszym sposobem na duszpasterstwo powołań. „Rozeznanie, będące wspólnym wsłuchiwaniem się, spowiednika i spowiadającego się, w to, co mówi Duch Święty” – usłyszeli w ubiegłym tygodniu uczestnicy kursu dla spowiedników. Dlatego – powtarza nieustannie – Kościół musi uczyć się tej trudnej sztuki. Nie tylko w kontekście związków niesakramentalnych.
Rozeznanie prowadzi nieuchronnie do kolejnego słowa kluczowego pontyfikatu. Bliskość. Jej zewnętrznym wyrazem była decyzja o zamieszkaniu w Domu św. Marty. Gdy została ogłoszona przypomniano sobie historię/anegdotę z drugiej połowy XIX wieku. Jeden z pielgrzymów miał, zwiedzając pałac laterański, natknąć się dotkniętego chorobą i leżącego w łóżku bł. Piusa IX. Ten przywołał go gestem ręki i powiedział: „podejdź i porozmawiaj ze mną, bo wszyscy mię opuścili”. Nie wiadomo ile w historii jest prawdy. Natomiast wiadomo, że będący więźniem Watykanu i odizolowany od ludzi papież, to niezbyt długi czas w historii Kościoła.
Andrea Tornielli zapytał Franciszka kiedy zdecydował o kolejnych podróżach apostolskich. „Na Lampedusie. Widząc ogrom tragedii zrozumiałem, że muszę być blisko.” Przypomnijmy. Wizyta na tej najbardziej wysuniętej na południe włoskiej wyspie miała miejsce kilka miesięcy po jednej z największych tragedii, jaka wydarzyła się u jej brzegów 3 października 2013 roku. Jak wyznał jeden z uczestniczących w akcji ratunkowej rybaków tam było „morze umarłych”. Gdy w naznaczonym tragedią miejscu stanął 8 lipca 2014 roku, sobie, zgromadzonym, Kościołowi, ludziom dobrej woli, postawił dwa biblijne pytania. „Adamie, gdzie jesteś? (…) Gdzie jest twój brat?”
Pisząc o bliskości miałem przed oczami obrazy z jubileuszowej pielgrzymki prezbiterów. Na Placu świętego Piotra Eucharystię koncelebrowało z papieżem prawie siedem tysięcy księży. Franciszek wrócił na Plac, by każdemu z nich poświęcić przynajmniej chwilę. I nie było to rutynowe podanie ręki do wspólnej fotografii. Trzy godziny! Ileż było takich pełnych bliskości spotkań? Nie tylko utrwalonych na fotografiach, w wywiadach, opisanych w mediach.
Bliskie spotkania prowadzą do kolejnego wielkiego tematu pontyfikatu Franciszka. Peryferie. Czyli Kościół wychodzący z Wieczernika. Trudno wymienić wszystkie spotkania, jakimi wypełniony jest program każdej pielgrzymki. Zatrzymajmy się jedynie przy kontynuowanych po zakończeniu Jubileuszu piątkach miłosierdzia. Szpital dziecięcy, Wspólnota Jana XXIII, błogosławienie mieszkań na peryferiach Rzymu, wizyta u księży którzy porzucili kapłaństwo i założyli rodziny, księża emeryci, czy ostatnia wizyta w Domu Ledy. W tych spotkaniach na peryferiach nie chodzi o zmianę wizerunku Kościoła i papiestwa. One są znakiem Boga, bliskiego ludziom przez posługę ludzi Kościoła.
Po pięciu latach pontyfikatu trudno nie zauważyć fali krytyki Franciszka. Niewątpliwie jej początkiem jest lansowane w niektórych środowiskach przekonanie („nierozumne przekonanie" – o czym za chwilę), że Benedykt XVI został zmuszony do rezygnacji, a wybór jest nieważny. Dla wielu zresztą ostatnim wybranym zgodnie z prawem papieżem jest Pius XII. Dużą rolę w narastaniu krytyki z pewnością miały także planowane zmiany w sposobie kierowania Kościołem, negatywne oceny „światowości” ludzi Kościoła i zdecydowany sprzeciw wobec nadużyć. W tym kontekście warto zauważyć, że – po pierwsze – z podobną krytyką spotykali się także poprzedni papieże. Dla przykładu: Jan XXIII za Sobór, Paweł VI za Humane vitae, Jan Paweł II za Asyż i ucałowanie Koranu, Benedykt XVI za Dominus Jesus… Po drugie, czego w Polsce nie widać, krytyka jest głośna, ale wciąż marginalna. Słynny list, zarzucający Franciszkowi herezje, podpisało kilkadziesiąt osób. Pod listem poparcia znajdujemy kilka tysięcy nazwisk. Choć o ostatnim w kraju nad Wisłą było cicho.
W kontekście wspomnianej wyżej krytyki ważny jest list, jaki wczoraj redakcji Vatican News przekazał, z prośbą o upublicznienie, Benedykt XVI. Papież emeryt „nierozumnym przesądem” nazwał próby ukazywania swojego następcy jako człowieka praktycznego, ale pozbawionego solidnej formacji teologicznej i filozoficznej, zauważając przy okazji, że dostarczone mu tomiki „Teologii Papieża Franciszka” „słusznie ukazują, że Papież Franciszek jest człowiekiem o głębokiej formacji filozoficznej i teologicznej i dlatego pomagają zobaczyć wewnętrzną kontynuację między dwoma pontyfikatami, choć ze wszystkimi różnicami stylu i temperamentu”. Dla wielu zapewne list jest i zaskoczeniem, i problemem.
Pytają niektórzy Franciszka dlaczego nie jest rozumiany w Polsce. Trudno odpowiadać za niego, ale można pokusić się o własną próbę. W odczuciu piszącego mogą być dwa powody. Po pierwsze zabrał nam kremówki i kazał zejść z kanapy. Po drugie nie myśli za nas i nie zgadza się na „adoptowanie” starych odpowiedzi na nowe wyzwania. By posłużyć się bliskim wychowanemu nad wodą obrazem: Jan Paweł II rzucał nam koło ratunkowe. Franciszek każe nam nauczyć się pływać.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Rośnie zagrożenie dla miejscowego ekosystemu i potencjalnie - dla globalnego systemu obiegu węgla.
W lokalach mieszkalnych obowiązek montażu czujek wejdzie w życie 1 stycznia 2030 r. Ale...
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.