Temat ustawy reprywatyzacyjnej musimy na razie odłożyć na przyszłość - powiedział w czwartek wicepremier i szef Porozumienia Jarosław Gowin. Przyjęcie ustawy - jak przekonywał - mogłoby się okazać "puszką Pandory" i wywołać roszczenia wobec Polski m.in. ze strony organizacji żydowskich.
Gowin pytany w rozmowie z "Polsat News" o plany rządu dot. ustawy reprywatyzacyjnej, odpowiedział: "Na razie temat ustawy reprywatyzacyjnej musimy odłożyć na przyszłość".
Według ministra nauki przyjęcie ustawy mogłoby się okazać "puszką Pandory". Ponieważ, jak dodał, przyjęcie, że "jakiś procent tej dawnej własności ma wracać do spadkobierców w Polsce", mogłoby doprowadzić do pojawienia się roszczeń ze strony "spadkobierców mieszkających dzisiaj w innych krajach świata". "A w dodatku nie ulega wątpliwości, że wtedy zaczęłaby się bardzo silna presja organizacji żydowskich na to, żeby przekazać część tego dawnego mienia bezspadkowego, tzn. bez spadkobierców, na rzecz tych organizacji" - dodał Gowin.
Na uwagę dziennikarki, że "większą +puszką Pandory+" może być brak ustawy reprywatyzacyjnej, wicepremier wskazał, że Polska od wielu lat stosuje w sprawach zwrotowych "inną procedurę". "Jesteśmy państwem prawa, obowiązują tutaj wyroki sądowe. Każdy, kto uważa, że jest prawowitym spadkobiercą niesprawiedliwie, bezprawnie skonfiskowanego przez komunistów mienia, może się o odzyskanie tego majątku ubiegać; wielu się ubiega" - podkreślił Gowin.
Zastrzegł jednocześnie, że do tej pory "niestety wyroki sądów, mówiąc delikatnie, dalekie były od doskonałości". Jak ocenił, "kompromitujące dla sądownictwa" orzecznictwo w sprawach reprywatyzacyjnych świadczy o tym, że polski "wymiar sprawiedliwości wymagał głębokiej reformy". "Ja jestem byłym ministrem sprawiedliwości i nie wszystko mi się musi w tych reformach, które dzisiaj wprowadzamy, podobać, ale jestem głęboko przekonany, że żadna z tych reform nie narusza zasad praworządności" - dodał wicepremier.
Minister nauki i szkolnictwa wyższego odniósł się też do podpisanej w ubiegłym tygodniu przez prezydenta USA Donalda Trumpa ustawy o sprawiedliwości dla ofiar, którym nie zadośćuczyniono (Justice for Uncompensated Survivors Today - JUST), dotyczącą restytucji mienia ofiar Holokaustu - tzw. ustawy 447.
Zdaniem Gowina przyjętych w Stanach Zjednoczonych przepisów nie wolno bagatelizować, ale "nie ma powodu do wpadania w nadmierną panikę". "Na pewno ta ustawa otwiera pewien obszar potencjalnej presji ze strony rządu amerykańskiego na 46 krajów, w tym na Polskę" - przyznał szef Porozumienia.
Zaznaczył, że w czasie, kiedy tę ustawę uchwalano przebywał wraz z delegacją polskiego rządu w USA i na spotkaniu z liderami najważniejszych organizacji żydowskich w Stanach Zjednoczonych powiedział, że "nie ma i nie będzie takiego rządu w Polsce, który by się zgodził na przekazanie części mienia należącego kiedyś do właścicieli pochodzenia żydowskiego nie ich bezpośrednim spadkobiercom, tylko jakimś międzynarodowym organizacjom żydowskim".
W grudniu 2017 roku ustawę zarejestrowaną w dzienniku ustaw jako S.447 (ustawa Senatu nr 447) jednomyślnie przyjęła izba wyższa amerykańskiego Kongresu, a pod koniec kwietnia br. także jednomyślnie, przez aklamację, przyjęła ją Izba Reprezentantów.
Po podpisaniu ustawy przez Trumpa sekretarz stanu USA będzie zobowiązany do przedstawienia w dorocznym raporcie o przestrzeganiu praw człowieka w poszczególnych państwach albo w dorocznym raporcie o wolności religijnej na świecie sprawozdania o realizacji ustaleń zawartych w Deklaracji Terezińskiej.
Deklaracja ta, przyjęta w 2009 roku przez 46 państw świata na zakończenie Praskiej Konferencji ds. Mienia Ery Holokaustu, jest niezobowiązującą listą podstawowych zasad mających przyspieszyć, ułatwić i uczynić przejrzystymi procedury restytucji dzieł sztuki oraz prywatnego i komunalnego mienia przejętego siłą, skradzionego lub oddanego pod presją w czasie Holokaustu.
Ustawa JUST nie przewiduje żadnych sankcji dla państw sygnatariuszy Deklaracji Terezińskiej, które nie spełniły swych obietnic dotyczących zwrotu mienia ofiar Holokaustu ich prawowitym właścicielom bądź ich spadkobiercom i dlatego ma głównie symboliczny, deklaratywny charakter.
Mimo symbolicznego charakteru ustawa budzi zastrzeżenia prezesa Kongresu Polonii Amerykańskiej Franka Spuli i grupy działaczy polonijnych, którzy apelowali, aby członkowie Polonii poprzez naciski na reprezentujących ich kongresmenów starali się doprowadzić do odrzucenia ustawy. Akcja ta nie przyniosła jednak spodziewanych rezultatów.
Rośnie zagrożenie dla miejscowego ekosystemu i potencjalnie - dla globalnego systemu obiegu węgla.
W lokalach mieszkalnych obowiązek montażu czujek wejdzie w życie 1 stycznia 2030 r. Ale...
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.