Najpierw jestem człowiekiem, później chrześcijaninem, dalej idą moje zalety i wady, jasna i ciemna strona.
Kupić w latach osiemdziesiątych dobrą książkę nie było łatwo. Cenzura, ograniczenia papieru, a w związku z tym niskie nakłady. Miało to swoje plusy i minusy. Ostatnim niewątpliwie była mała dostępność; plusem starania wydawców, by na rynku pojawiali się najlepsi autorzy. Był wśród nich Jean Vanier. Pamiętam swoją reakcję na książkę. Na okładce pan w dojrzałym wieku, już siwawy, z delikatnym, ale i uwodzącym uśmiechem na twarzy. Nazwisko autora i jego zdjęcie nic mi nie mówiły. Zaintrygował tytuł: „Wspólnota”. Szybko została – jak to się mówi – zaczytana, a na kartkach pojawiło się wiele podkreśleń, uwag i notatek. Jeszcze dziś do nich wracam. Po drodze były okazje, by poznać dzieło życia autora, a nie jest nim ta i kolejne książki, ale wspólnota L’Arche – Arka.
Refleksje z minionych lektur odżyły, gdy we wtorek pojawiła się informacja o śmierci Jean Vanier’a. Bożym zbiegiem okoliczności Franciszek był w Skopje i modlił się w sanktuarium świętej Matki Teresy, koncentrując się w swoim przesłaniu na czułości Boga. Czy obecny papież, a w przyszłości jego następcy, jeździć będą na grób Jean’a? Nie mam wątpliwości, że był jednym ze współczesnych świętych świadków Ewangelii, przez którego Pan Bóg chciał przypomnieć Kościołowi, jaka jest jego misja.
Jean Vanier tworzył Arkę, gdy w Polsce niepełnosprawnych zamykało się ze wstydem w najciemniejszych zakamarkach domów. Na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych wielką nowością były grupy integracyjne – pierwsza próba wyrwania tej całkiem sporej części społeczeństwa z getta, w jakim żyli. Choć wcześniej byli przecierający szlaki protagoniści. Choćby siostra Maura Otto, której Kalisz nadał honorowe obywatelstwo i pani Mirka Hankiewicz z Prymasowskiego Instytutu Maryjnego. Znałem obydwie i widziałem ich zaangażowanie. Ale nie wiedziałem ile barier trzeba pokonać, by skrywanych w domowych zakamarkach wydobyć na światło dzienne. O tym przekonałem się osobiście, gdy po raz pierwszy mieliśmy zabrać na wakacje dzieci niepełnosprawne. Co ciekawe, najtrudniej było z niektórymi pracownikami służby zdrowia. W głównej mierze to oni utrwalali przekonanie, że te osoby należy nakarmić, umyć, a one powinny być z tego powodu zadowolone.
Podczas wyjazdów wakacyjnych dla siostry Maury były dwie świętości: chory i schodzący z nocnego dyżuru. Pierwszy miał prawo do humorów, niezadowolenia, nie mógł czekać, był w centrum. Drugiego nikt nie miał prawa do obiadu budzić. Po nocnym wysiłku należał mu się odpoczynek.
Człowiek jest świętością. Ma swoją godność, wynikającą ze stworzenia na obraz i podobieństwo Boże, i usynowienie przez chrzest. Zatem najpierw jestem człowiekiem, później chrześcijaninem, dalej idą moje zalety i wady, jasna i ciemna strona. Brak szacunku i deptanie godności zaczyna się w momencie, gdy na pierwszym planie widzimy tę ciemną stronę. Jezus idzie do grzesznika bo widzi w nim światło. Początkiem przemiany serca jest moment, w którym ktoś je we mnie dostrzegł i sprawił, że ja sam zobaczyłem to, czego do tej pory nie widziałem. Tak było z Mateuszem, Zacheuszem i wieloma innymi. Dziś nazywamy ich świętymi. Ale u początków ich świętości był szacunek.
Mówił o nim papieżowi wspominany przezeń w drodze powrotnej do Rzymu prezydent Macedonii. „U nas nie ma tolerancji. Jest szacunek.” Próbuję odczytać płynące z wyznania przesłanie w kontekście trwającej od kilku dni polskiej wojenki na symbole i mam wrażenie, że zabrakło elementarnego ludzkiego szacunku. Po obydwu stronach. Jedni nawalają tęczą, drudzy odpłacają pięknym za nadobne, co gorsza powołując się na wartości chrześcijańskie. Dziś trudno powiedzieć, gdzie był początek, ale jedno jest pewne: obydwie strony tak się w sporze zatraciły, że przestały rozumieć co znaczy i szacunek, i tolerancja, i wartości chrześcijańskie.
Może wszyscy powinniśmy wrócić do punktu, o którym we wspomnianej na początku książce pisał Jean Vanier: „Wspólnotę się buduje jak dom, z różnych kamieni. Ale to cement trzyma kamienie razem. Cement robimy z piasku i wapna, z tak delikatnych materiałów! Wystarczy podmuch wiatru, żeby je rozbić w pył. Tak samo we wspólnocie, ten cement, który nas łączy, składa się z tego, co w nas najbardziej kruche i najuboższe.”
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.