publikacja 01.06.2010 11:34
Na misji spotkamy Księży i Braci zakonników z Polski oraz Siostry misjonarki. Wszyscy z niedowierzaniem słuchają naszych opowieści o Kazimierzu Nowaku. Pomimo, że pracują w Afryce juz wiele lat, postać naszego podróżnika nie była im znana.
O poranku wita nas tęcza
Nasz nowakowy team pnie się górską drogą w stronę osady Ruhango. Na szlaku doświadczamy licznych awarii. Pęka łańcuch. Radek ogarnia sytuację. Startujemy. Dopisek Asi: Czasami mam wrażenie, że rowery chłopakom psują sie specjalnie! Mamy obowiązkowe przerwy techniczne na Primusa (rwandyjskie piwo;-)
Docieramy do osady, gdzie odnajdujemy kolejna misję Pallotynów i siostrę Annę. Po ciepłym przyjęciu nowakowego zespołu próbujemy rwandyjskiej kuchni. Na stole pojawia sie fufu (pierwsza potrawa z manioku), gulasz oberżynowo-szpinakowy, krokiety z maki dura, ragout fasolowe i oczywiście nieodłączne pili-pili (bardzooooooo ostry olej z papryczek). Znakomitym dopełnieniem tego niecodziennego menu jest rwandyjska kawa z trzcinowym cukrem z pobliskiego pola i mlekiem prosto od krowy!!! Poznawanie Rwandy, jej smaków, zapachów, krajobrazów na nowakowej trasie jest dla nas magiczne.
Znajomość
Kolejnym przeżyciem jest wizyta w szpitalu misyjnym. Odwiedzamy laboratorium, izbę przyjęć, sale chorych i … porodówkę. Krótko przed naszą wizytą przyszło na świat kolejne rwandyjskie dziecko: umugobge (dziewczynka). Murzyńskie dzieci rodzą się białe, dopiero później ich kolor skóry się zmienia. W wolnym tłumaczeniu jednego z rwandyjskich powiedzeń jest: „Czarna , ciężarna matka oczekuje przyjścia na świat białego dziecka”. Jak sie przekonujemy , rzeczywiście tak jest.
Spacerując po osadzie nieodłącznie towarzyszy nam procesja dzieci i zaciekawione spojrzenia dorosłych. Witając się z nimi opowiadamy o Nowaku, jego podróży przez Afrykę. Każdy z rozmówców z niedowierzaniem na nas patrzy i kiwa głową. Dla tych ludzi jest to bardzo trudne do zrozumienia. Żegnając sie z nami ściskają nas serdecznie życząc: KOMERA, KOMERA (odwagi).