Na misji spotkamy Księży i Braci zakonników z Polski oraz Siostry misjonarki. Wszyscy z niedowierzaniem słuchają naszych opowieści o Kazimierzu Nowaku. Pomimo, że pracują w Afryce juz wiele lat, postać naszego podróżnika nie była im znana.
O poranku wita nas tęcza W trakcie kolacji pojawia sie patrol policji. Okazuje sie ,że wg miejscowego prawa, jesteśmy tutaj nielegalnie. W Rwandzie obcokrajowcom nie wolno spać pod gołym niebem. Tłumaczeniom nie ma końca. Wreszcie ratuje nas wpis do naszej księgi pamiątkowej autorstwa rwandyjskiego ministra. Możemy spać spokojnie, a patrol poruszony naszą misją i koneksjami z rwandyjskim establishmentem, ustanawia dla nas lokalną ochronę. Nad ranem ruszamy do Ruhango przywitani, wiszącą tęczą nad pobliskimi wzgórzami…
Nasz nowakowy team pnie się górską drogą w stronę osady Ruhango. Na szlaku doświadczamy licznych awarii. Pęka łańcuch. Radek ogarnia sytuację. Startujemy. Dopisek Asi: Czasami mam wrażenie, że rowery chłopakom psują sie specjalnie! Mamy obowiązkowe przerwy techniczne na Primusa (rwandyjskie piwo;-)
Docieramy do osady, gdzie odnajdujemy kolejna misję Pallotynów i siostrę Annę. Po ciepłym przyjęciu nowakowego zespołu próbujemy rwandyjskiej kuchni. Na stole pojawia sie fufu (pierwsza potrawa z manioku), gulasz oberżynowo-szpinakowy, krokiety z maki dura, ragout fasolowe i oczywiście nieodłączne pili-pili (bardzooooooo ostry olej z papryczek). Znakomitym dopełnieniem tego niecodziennego menu jest rwandyjska kawa z trzcinowym cukrem z pobliskiego pola i mlekiem prosto od krowy!!! Poznawanie Rwandy, jej smaków, zapachów, krajobrazów na nowakowej trasie jest dla nas magiczne.
Znajomość Kulminacyjnym punktem dnia jest nasza wizyta w osadzie pigmejów. Mamy sposobność zobaczyć ich codzienne czynności. Tym razem jest to lepienie glinianych naczyń. Dwie kobiety demonstrują nam swoje umiejętności. Z wielkim zaciekawieniem oglądamy jak spod ich palców kawałek gliny zamienia sie w kunsztowny dzban. Kobiety są zadowolone z naszej obecności i coraz śmielej nas indagują. Ulepione naczynia trafiają do paleniska, gdzie przyjmują swoją ostateczną formę. Cena gotowego wyrobu równa się wartości jednego dolara. Bardzo chętnie kupilibyśmy tuzin pigmejskich naczyń, ale nie sposób byłoby wrzucić je na pakę naszych Brennaborów. Rewanżując się za spontaniczny pokaz zostawiamy rodzinie upominki.
Kolejnym przeżyciem jest wizyta w szpitalu misyjnym. Odwiedzamy laboratorium, izbę przyjęć, sale chorych i … porodówkę. Krótko przed naszą wizytą przyszło na świat kolejne rwandyjskie dziecko: umugobge (dziewczynka). Murzyńskie dzieci rodzą się białe, dopiero później ich kolor skóry się zmienia. W wolnym tłumaczeniu jednego z rwandyjskich powiedzeń jest: „Czarna , ciężarna matka oczekuje przyjścia na świat białego dziecka”. Jak sie przekonujemy , rzeczywiście tak jest.
Spacerując po osadzie nieodłącznie towarzyszy nam procesja dzieci i zaciekawione spojrzenia dorosłych. Witając się z nimi opowiadamy o Nowaku, jego podróży przez Afrykę. Każdy z rozmówców z niedowierzaniem na nas patrzy i kiwa głową. Dla tych ludzi jest to bardzo trudne do zrozumienia. Żegnając sie z nami ściskają nas serdecznie życząc: KOMERA, KOMERA (odwagi).
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Rośnie zagrożenie dla miejscowego ekosystemu i potencjalnie - dla globalnego systemu obiegu węgla.
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.
Według przewodniczącego KRRiT materiał zawiera treści dyskryminujące i nawołujące do nienawiści.
W perspektywie 2-5 lat można oczekiwać podwojenia liczby takich inwestycji.