Od co najmniej kilku lat na początku sierpnia przeżywam poważne rozterki.
Z jednej strony myślę sobie, że dobrze, iż w ogóle jeszcze temat istnieje, z drugiej odnoszę wrażenie, że wraz z moim Kościołem uczestniczę w powtarzaniu pewnego rytuału, który przestał rozpalać umysły i emocje nie tylko szerokich rzesz, ale także tych, którzy w pewnym sensie „z urzędu” go promują.
Być może mój żal i rozczarowanie wynika z faktu, że pamiętam, jak się rzecz rodziła. To ks. Janowi Ziei przypisuje się samą ideę. Jak opisywał przed laty „Gość Niedzielny”, w roku 1981 ks. Zieja, prawdopodobnie pod silnym wrażeniem przełomowych chwil i pamiętnego lata 1980 roku - polskich dążeń wolnościowych, zamachu na Jana Pawła II, śmierci kardynała Wyszyńskiego - napisał coś w rodzaju duchowego testamentu lub apelu. Wysłał go pod ponad sto adresów, do znanych lub bliskich sobie instytucji i osób. „Na liście ponad stu adresatów znalazły się wszystkie diecezje polskie, zakony i zgromadzenia, redakcje katolickie i jego współpracownicy z KOR: Jacek Kuroń, Adam Michnik, Jan Józef Lipski” – opisywał „Gość”. W swoim apelu ks. Zieja proponował, aby w rocznicę Jasnogórskich Ślubów Narodu, Prymas Polski ogłosił ogólnonarodowe powstanie przeciw pijaństwu. Właśnie tak, powstanie. Ks. Waldemar Wojdecki relacjonował później motywy, którymi kierował się ks. Zieja. „Uważał, że należy wykorzystać kapitał duchowy nagromadzony przez ofiarę powstańców warszawskich i jakby w ich imieniu, i w duchu tego, o co walczyli (wolne i dostojne życie narodu), rzucić hasło: Powstanie Warszawskie trwa. Powstanie Warszawskie staje się powstaniem ogólnonarodowym przeciw pijaństwu”. Ks. Zieja sugerował, aby 26 sierpnia na Jasnej Górze cały naród złożył uroczyste oświadczenie: „Przyrzekamy Bogu i Matce Najświętszej nigdy nie pić wódki, ni żadnego napoju łatwo upajającego i nie będziemy nigdy nikogo wódką częstować”. Szokujący radykalizm. Czy realne jest, aby cały naród nagle porzucił picie alkoholu? To niebagatelne pytanie, zwłaszcza, że przecież już wcześniej też na Jasnej Górze w imieniu narodu składane były bardzo poważne obietnice dotyczące picia alkoholu. I co? W latach osiemdziesiątych problem pijaństwa był naprawdę jednym z ogromnym problemów społecznych w Polsce.
Apel ks. Ziei, choć w formie mniej radykalnej, spotkał się z odzewem. Według ks. Wojdeckiego „Częściową realizację tej idei można dostrzec w ogłoszeniu w latach osiemdziesiątych przez Episkopat Polski sierpnia miesiącem bez alkoholu”.
Jak widać z powyższych wspomnień, sierpniowa abstynencja zainicjowana prawie trzydzieści lat temu w Polsce, nie miała wyłącznie motywacji religijnych. Powiem więcej, w mojej pamięci pozostało przekonanie, że zdecydowanie motywacja religijna nie była tu pierwszorzędna. Wtedy w licznych środowiskach rezygnacja z picia alkoholu w tak znaczącym historycznie miesiącu miała wymiar polityczny, była swoistą formą opozycji wobec komunistycznej władzy, była formą walki z system, ponieważ dość powszechne było przekonanie, że podobnie jak to robili niegdyś zaborcy, także komuniści rozpijają naród polski, aby łatwiej nim rządzić.
Zwracam na kwestie motywacji uwagę, ponieważ wydaje mi się ona istotna dla zrozumienia tego, w jaki sposób dzisiaj wezwanie do sierpniowej abstynencji jest traktowane. Przychodzą mi na myśl inne abstynenckie inicjatywy, podejmowane na przykład przez ks. Jana Kapicę na Górnym Śląsku na przełomie XIX i XX stulecia czy przez sługę Bożego ks. Franciszka Blachnickiego w czasach komunistycznych. W obydwu przypadkach motywacja religijna miała ogromne i pierwszorzędne znaczenie. Odnoszę wrażenie, że ma to znaczenie dla trwałości i nośności samej idei.
Czytając co roku na początku sierpnia z ambony list na temat sierpniowej abstynencji zderzam się już od dość dawna ze ścianą obojętności słuchaczy. Nawet najbardziej przerażające statystyki niemal na nikim nie robią wrażenia. Nie wywołują porywu serca i wielkich kolejek do parafialnych ksiąg abstynenckich. Raczej rodzą u co odważniejszych ironiczne komentarze, przypominające, iż pierwszy znak dokonany przez Jezusa, polegał na przemianie wody w wino, więc o co chodzi w tym niepiciem? Przecież alkohol sam w sobie nie jest niczym złym i używany z umiarem... „Przecież ksiądz w czasie Mszy też pije alkohol” – wytknął mi kiedyś pewien nastolatek.
Okoliczności, w których rodziła się idea sierpnia, jako miesiąca bez picia alkoholu, minęły. Minęły tak bardzo, że weszły do podręczników i dla sporej części polskich katolików niewiele różnią się od bitwy pod Płowcami. Nie tylko do Powstania Warszawskiego, ale także do przełomowych wydarzeń roku 1980 nie ma dziś takiego przywiązania, aby dało się na nich budować tak trudny sprzeciw, jakim w naszych dzisiejszych warunkach jest rezygnacja z picia alkoholu. Dzisiaj na każdym kroku jesteśmy przekonywani, że picie alkoholu jest wyłącznie czymś dobrym i nie ma tu żadnych zagrożeń.
Tymczasem zagrożenia są i to duże. Jednak aby pobudzić dzisiaj do ich dostrzegania i przeciwstawiania się im, potrzeba nowych, bardzo silnych, motywacji. Motywacji przede wszystkim budowanych na wierze, a nie na historycznych rocznicach i statystykach.
Jeśli ktoś zastanawia się, o co mi chodzi i po co w ogóle się czepiam, niech przeprowadzi mały sondaż i sprawdzi, ilu księży w Polsce traktuje dzisiaj poważnie sierpniowe wezwanie do abstynencji...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.