Jak koronawirus wpływa na uchodźców z Sudanu Płd. w największym obozie Bidibidi na północy Ugandy? O trudnej sytuacji informuje pracujący tam o. Andrzej Dzida, werbista.
W ostatnim czasie w Ugandzie, gdzie pracują polscy misjonarze wprowadzono wiele restrykcji w związku z koronawirusem. W obecnej, drugiej już fazie, potrwają one do 5 maja.
Nie funkcjonują szkoły, wstrzymany został transport publiczny pomiędzy stolicą
"Zamykanie większości miejsc pracy, w szczególności miastach prowadzi do kłopotów z przeżyciem dla większości biednych mieszkańców przedmieść i slumsów stolicy kraju, którzy pracują na dniówki. Jeśli od 20 marca czyli przez prawie miesiąc nie mają z czego żyć, jak również ich rodziny to możecie sobie wyobrazić co się dzieje w większości biednych rodzin z przedmieści. Część młodych chłopaków, którzy byli wysłani przez rodziny, aby przywieźć pieniądze, teraz wraca z niczym na wieś. Zresztą na wsi sytuacja nie jest perfekcyjna, gdyż nie mogą sprzedać wszystkich produktów na rynku, a nie mają specjalnych miejsc do magazynowania. W związku z tym nieprzetworzone płody rolne też mogą ulec zepsuciu, a częściowo mogą zostać zjedzone przez szczury i inne insekty (jak termity). Miejscowi ludzie nie mają specjalnych piwniczek czy spichlerzy czy stodół. Większość ludzi żyła i funkcjonowała z dnia na dzień" - opisuje misjonarz.
A jak koronawirus wpływa na uchodźców z Sudanu Płd. w obozie Bidibidi, gdzie pracują polscy werbiści?
"
Problemem nie jest tylko sam wirus, ale niedożywienie oraz fatalne warunki mieszkaniowe.
"Czasami jedna rodzina to mama, tata i 17-cioro dzieci. Z reguły część to własne a druga część to od siostry czy brata, którzy zostali zabici w czasie wojny w Sudanie Płd. lub umarli w obozie z powodu chorób. Największe żniwo zbiera malaria i tyfus, który łatwo atakuje niedożywiony organizm. Część osób nie wytrzymuje też traumy wojennej i obecnego wegetowania, oraz niemożliwości zapewnienia dzieciom podstawowych warunków do egzystencji"
Staje się to, jak zauważa misjonarz, przyczyną samobójstw, lub "znikania" bez wiadomości. Dodatkowym problemem jest brak personelu medycznego, a nawet wystarczającej ilości leków na malarię. Z powodu koranawirusa przyjęcia do szpitala na terenie Bidibidi ograniczono tylko do nagłych wypadków.
Czy pomoc w postaci maseczek, sprzętu, płynów dezyfenkujących pomoże? Zdaniem misjonarza zapewne, ale jedynie częściowo, gdyż problem jest w niedożywieniu i warunkach do życia ("jak odseparujesz chorego od 17 osobowej rodziny na
Dzięki prywatnemu wsparciu z Polski o. Andrzej mógł zakupić do szpitala termometry ("z których potem jeden został na siłę wzięty do szpitala w dystrykcie Yumbe, bo tam nie mieli" ), środki dezynfekujące, maseczki, rękawiczki itp., ale to kropla w morzu potrzeb.
"Na pewno nie jesteśmy w stanie pomóc wszystkim i zapewnić odpowiedniego bezpieczeństwa. Jednakże tego nie oczekują od nasi uchodźcy… Oni chcą tylko przeżyć. Kolejne redukcje żywności i perspektywa kolejnych ograniczeń czy opóźnień może wpłynąć na ich życie. Większość darczyńców jest zmęczona, iż pomoc udzielana uchodźcom tak długo trwa i nie są oni sami. Wiele problemów na świecie, a ostatnio pojawiający się koranawirus ograniczy zaangażowanie organizacji humanitarnych. Nasi przyjaciele z obozu Bidibidi przeżyli wojnę, przeżywają ograniczenia żywnościowe, sanitarne i mamy nadzieję, że przeżyją również koronawirusa" - pisze misjonarz.
Korespondencje o. Andrzeja Dzidy na jego misyjnym blogu:
https://sudanpoludniowysvd.blogspot.com/
Na prezent dla pary młodej goście chcą przeznaczyć najczęściej między 401 a 750 zł.
To opinia często powtarzana przed mającymi się dziś odbyć rozmowami pokojowymi.
„Przedwczesne” jest obecnie rozważanie ewentualnej podróży papieża Leona XIV na Ukrainę
Ponad 200 operacji prenatalnych rozszczepu kręgosłupa wykonano w bytomskiej klinice.