Berliński historyk Wolfgang Wippermann krytycznie ocenił w piątek wystawę poświęconą Adolfowi Hitlerowi i uwarunkowaniom społecznym, które wyniosły go do władzy, otwartą w Niemieckim Muzeum Historycznym.
"Hitler i Niemcy" to pierwsza w powojennych Niemczech tak duża ekspozycja poświęcona tej tematyce. Nawet przed piątkową inauguracją budziła ona wielkie zainteresowanie niemieckich i światowych mediów.
"Technicznie wystawa została przygotowana bardzo dobrze, ale treść wywołuje wrażenie 'deja vu'. Wszystko już widziałem" - przyznał historyk w wywiadzie z niemiecką rozgłośnią Deutschlandradio Kultur. Wartość informacyjną ekspozycji ocenił na poziomie "podręcznika do historii dla 10. klasy".
W ocenie Wippermanna autorzy wystawy obawiali się tematu, z którym się zmierzyli.
"Nie rozumiem tego strachu przed Hitlerem. Nie musimy już się bać" - powiedział. "Jeśli ktoś chciałby uklęknąć przed dewocjonaliami, to niech to robi!" - dodał.
"Hitler nie żyje. Faszyzm, fanatyzm i rasizm wciąż istnieją. To jest prawdziwe zagrożenie. Problemem jest faszyzm dziś, a nie w przeszłości" - ocenił.
Wipperman skrytykował również zjawisko komercjalizacji tematu Hitlera i narodowego socjalizmu w Niemczech. "Hitler sells" (pol. Hitler się sprzedaje) - powiedział. Jego zdaniem, operowanie kiczem w przedstawieniach Hitlera powoduje ryzyko, że "śmierć i ludobójstwo zostaną przedstawione również jako sprawy mało ważne".
Wystawę można oglądać w Niemieckim Muzeum Historycznym do 6 lutego przyszłego roku. Zajmuje ona nieco ponad 1000 metrów kwadratowych, wykorzystuje głównie oryginalne eksponaty, w większości fotografie, plakaty propagandowe, filmy, obrazy i dokumenty.
Jak powiedział dziennikarzom jeden z kuratorów Hans-Ulrich Thamer, wystawa rozprawia się z tezą, że Hitler doszedł do władzy, bo zdołał uwieść czy zahipnotyzować rzesze ludzi. "Niemcy sami szukali Fuehrera" - dodał Thamer.
„Przedwczesne” jest obecnie rozważanie ewentualnej podróży papieża Leona XIV na Ukrainę
"Czuję się prawdopodobnie tak, jak Polacy, gdy wybrano św. Jana Pawła II."
Ustalenia, które pozwalają na wwóz większości ukraińskich towarów do UE bez cła tracą moc 6 czerwca.
Mieszkańcy regionów terroryzowanych przez zbrojne bandy założyli w stolicy "obóz protestacyjny".