Jaki sens ma zmuszanie księży do łamania tajemnicy spowiedzi? Chyba tylko ten, by grzesznik się nie spowiadał.
11 września. 19. rocznica zamachu na World Trade Center, czyli też początek dziewiętnastoletniej już wojny z terroryzmem, która przerodziła się w kilka, a może i kilkanaście innych wojen o interesy, wpływy, idee, ściągając na wielu ludzi niepewność, lęk, biedę i śmierć. Jednocześnie też epidemii w Polsce dzień 192. Świat zamiast mądrzeć, coraz bardziej głupieje. Nie tylko mnożąc konflikty zbrojne. Przykłady?
Ot, decyzja Amerykańskiej Akademii Filmowej, że Oscary w kategorii najlepszy film będzie mógł dostać tylko film, który spełni tzw. standardy antydyskryminacyjne. Tego rodzaju parytety same w sobie są dyskryminujące, bo promują nie produkcje najlepsze, a „parytetowe”, politycznie poprawne. Nie sposób tego nie zauważyć, a jednak. No cóż, świat się nie zawali, jak nagroda straci na znaczeniu.
Podobnie na naszym podwórku: Uniwersytet Warszawski postanowił wspomagać kariery osób dotąd podobno dyskryminowanych. To przecież promowanie tego czy innego pracownika ze względu na jego płeć jest dyskryminacją, bo wprowadza pozamerytoryczne zasady oceniania i awansu. Trudno tego nie zauważyć. To tak jakby zdecydować, że ileś tam procent studentów ma być pochodzenia robotniczo-chłopskiego, a dzieci kułaków i inteligencji – won na koniec kolejki. Ale mądrzy ponoć ludzie zdają się tego nie widzieć. Zadziwiające.
Ostatnio najmocniej poruszyło mnie jednak to, co stało się w Australii. Parlament stanu Queensland przyjął prawo, które nakazuje księżom łamać tajemnicę spowiedzi i donosić na tych, którzy spowiadali się z seksualnego wykorzystywania małoletnich. To straszliwie krótkowzroczne. Nikt przecież, kto będzie wiedział, że zostanie zadenuncjowany, nie przyzna się do takiego grzechu na spowiedzi. No, chyba że sam wcześniej podejmie decyzję, że się zgłosi, ale wtedy donos spowiednika nie ma znaczenia. A przy okazji traci się możliwość pomocy takiemu człowiekowi wejść na drogę pokuty, także przez przyznanie się do winy. Dodajmy, że wcale nie jest to jakieś wielkie ułatwienie w ściganiu tych przestępstw, po przecież zawsze, o ile nie mamy do czynienia z morderstwem, jest jeszcze ofiara, która może zgłosić przestępstwo odpowiednim organom. I co? I nic. Bardzo poważne naruszenie wolności religijnej, zagwarantowanej w Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka zbywa się wzruszeniem ramion. Dla iluzorycznego poczucia, że organom ścigania będzie łatwiej walczyć z pedofilią. Trudno nie widzieć w tym antykatolickich fobii, w duchu których wychowywane były całe pokolenia przodków dzisiejszych mieszkańców Australii, ale to widać nie problem: katolików można szczypać i kopać, bo sobie na to zasłużyli. Może zresztą właśnie o to, a nie o ściganie pedofilów chodzi?
Głupota tych i podobnych poglądów aż razi. Mimo to wielu z uznaniem kiwa głowami i mówi: „tak, to jest mądre i słuszne”. Nie, człowiek sam z siebie tak nierozumny być nie może...
Bo to chyba jednak nie głupota, a wyrachowanie. Świadome odrzucenie tego, co wypracowali nasi ojcowie po II wojnie światowej, bo za bardzo z ducha chrześcijańskiego, a próba budowania nowych porządków na całkiem innych fundamentach. Nowi rewolucjoniści mają nadzieję, że stojąc w pierwszym szeregu tej rewolucji zasłużą na stanowiska, awanse i ordery. Zapominają tylko, że każda rewolucja, kiedy już zaspokoi pierwszy głód, zaczyna zjadać własnych bojowników, zaczynając od tych najbardziej zasłużonych i wpływowych. Cóż wtedy przyjdzie powiedzieć? Chyba tylko „smacznego”. I jak się już bestia naje i opije tak, że sama pęknie, wrócić do porzucanych dziś wartości.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.