Możemy wiele zrobić. Ale musi nam się chcieć.
Słoneczna niedziela 13 września, epidemii w Polsce dzień 194. Rozpędza się nowy rok szkolny, pod hasłem „Budujmy więzi” rozpoczyna się X Tydzień Wychowania. Jednocześnie mija 30 lat odkąd katecheza, nazywana dziś lekcjami religii, pojawiła się w szkołach.
Tak, wszyscy byliśmy tą decyzją zaskoczeni. My, czyli wtenczas studenci teologii. Wykładowcy z katechetyki na czwartym roku o wyrzuceniu religii ze szkół mówili „błogosławiona wina”. W ciągu paru miesięcy nastąpiło jej przebaczenie. I choć pojednanie było bardzo ostrożne – „ciała pedagogiczne” różnie tę nowość przyjmowały – Kościół podjął ogromy wysiłek zorganizowania wszystkiego tak, żeby religia w szkole była. Nawet za cenę tego – przypomnijmy – że z początku księża pracowali bez wynagrodzenia.
Czy to była dobra decyzja? Myślę że nie ma sensu się nad tym zastanawiać. Zamiast tego trzeba by dziś raczej pytać jak najlepiej tę szansę, którą jest religia w szkole wykorzystywać. Trzeba pamiętać, że szkoła, do której wróciła religia nie była tą samą szkołą co przed II wojną. Po latach służby indoktrynacji nie miała już takiego prestiżu.
I jeśli nie udało się jej go przywrócić, to nie tylko dlatego, że społeczeństwo inne, ale też i z tego powodu, że jej reformę oparto na filozofii postmodernizmu. A to oznaczało między innymi, że relacje młodzi – nauczyciel nie miały już być relacjami uczniów i mistrza, a relacjami klienta i kupca, w których ten pierwszy, przy wparciu oświatowej biurokracji i rodziców, może do woli grymasić na jakoś oferowanego mu towaru, a nauczyciel ma dwoić się i troić, by zaspokoić jego i oświatowych urzędników potrzeby. W praktyce – różne potrzeby dwudziestu paru osób na raz i urzędnika na dokładkę. I teraz jest jak jest. A katecheza, lekcja religii, stała się częścią tego niezbyt zdrowego układu. Na dodatek, jako coś nieobowiązkowego, nieraz stawiana wespół z katechetami w charakterze chłopca do bicia. Nie ma się co dziwić, że w takich realiach efekty wysiłków nauczycieli religii nie wydają się imponujące. Dlatego tak ważne jest pytania, co w tych warunkach jakie mamy, da się zrobić, by między wuefem a klasówką z matematyki przekazać młodym solidną wiedzę religijną i żywą wiarę na dokładkę. Czy to w ogóle możliwe? A jeśli nie, to co możliwe jest?
Nie pytam, co więcej mogą zrobić katecheci. Pytam, co możemy zrobić my, jako wspólnota Kościoła. Dziś, wydaje mi się, szkoła coraz częściej nie jest miejscem katechezy. Bo ta zakłada wiarę, a tej wielu młodym zdaje się brakować. Nie jest, nie może i nie powinna być miejscem ewangelizacji – program 12 lat nauczania nie może się kręcić wokół tego jednego tematu. Jest miejscem nauki religii. To przekazanie wiedzy czyli de facto działanie mające na celu preewangelizację. Czy jeśli nauczyciel religii dobrze to swoje działanie wypełnia ma w parafii wsparcie kogoś, kto młodych ludzi, którzy chcieli by kształtować w sobie żywą wiarę, poprowadzi dalej? Ile mamy w parafiach takich dziecięcych i młodzieżowych wspólnot, które mogłyby być szkołami wiary?
Szkoła, religia w szkole, może dać wiedzę, ale w tych realiach, jakie są nie jest w stanie zrobić wiele więcej. Taka jest prawda. Trzeba pomyśleć, jak ten potencjał, sensownie wykorzystać nie łudząc się, że katecheci zrobią wszystko za nas.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Co najmniej 13 osób zginęło, a 73 zostały ranne w wyniku działań policji wobec demontrantów.
Główny cel reżimu jest jasny: ograniczyć wszelkie formy swobody wypowiedzi.
Spędzili oni na stacji kosmicznej Tiangong (Niebiański Pałac) 192 dni.
Dom dla chrześcijan, ale życie w nim codzienne staje się trudniejsze i niepewne.