Emerytowany biskup Hongkongu po raz pierwszy od sześciu lat mógł odwiedzić Chiny.
Kardynał Joseph Zen Ze-kiun mieszka wprawdzie w Hongkongu, który od 13 lat jest częścią Chińskiej Republiki Ludowej, jednak terytorium to ma status „specjalnego regionu administracyjnego” i od reszty Chin oddziela je granica.
Na przekroczenie granicy purpurat ostatnim razem uzyskał pozwolenie w 2004 r. Od tamtej pory był w swej ojczyźnie persona non grata. Do wizyty doszło w dniach 11-12 października br. W rodzinnym Szanghaju kard. Zen zwiedził kończącą się Wystawę Światową oraz spotkał się z miejscowym biskupem „oficjalnym”, 94-letnim Aloysiusem Jin Luxianem i jego biskupem pomocniczym, Josephem Xing Wenzhim.
– Jesteśmy wielkimi przyjaciółmi – ujawnił na prowadzonym przez siebie blogu. – Ale wiemy, że są słowa, których nie możemy wypowiedzieć i tematy zbyt „delikatne”, abyśmy mogli je poruszyć. To dlatego, że „system” ich nie toleruje! – napisał kard. Zen.
- Panie! Kiedy my Chińczycy będziemy mogli otworzyć swoje serca, mówić i zachowywać się jak normalni ludzie? – żalił się 78-letni purpurat. – Co to za straszliwy system! Wznosi bariery nawet w sercach ludzi! Zamyka usta na kłódkę! Jesteśmy dorosłymi, którzy kochają swoją ojczyznę, ale nie możemy dyskutować o głównych problemach kraju. Stoimy na czele Kościoła, ale nie możemy rozmawiać o jego przyszłości – ubolewał emerytowany biskup Hongkongu.
Pytany przez dziennik „Apple Daily” po powrocie z Szanghaju, czy jego podróż mogła mieć związek z poprawą stosunków miedzy Pekinem a Watykanem, kard. Zen oświadczył, że trudno mieć wielkie nadzieje w związku z tak krótką wizytą. Poinformował zarazem, że nie miał możliwości spotkania z żadnym z „podziemnych” biskupów, ani też z księżmi pracującymi bez pozwolenia władz.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.