Rozwiązać niektóre problemy można tylko wychodząc poza utarte schematy.
Prawie połowa listopada, epidemii w Polsce dzień 255. Na razie nie będzie twardego lockdownu – ogłosił premier. Udało się zahamować wzrosty liczby zakażeń, ale sytuacja ciągle trudna. Napięcie ostatnich dni wywołane obawami o przyszłość nie tylko nie przeszkodziło, ale chyba nawet sprzyjało rozpaleniu emocji. Po manifestacjach w Warszawie wielu komentatorów w pełni zasłużyło sobie na wstawienie między imię i nazwisko trzeciego członu: ot, „Jan Kali Kowalski”. Powody do rozmyślań nad jakością szkolenia strzeleckiego tych, którym daje się do ręki broń gładkolufową ma także policja. No bo skoro któryś przypadkiem trafił, i to w twarz, w porę nie wycofującego się starszego fotoreportera, strach pomyśleć, w co i w kogo jeszcze przypadkiem może trafić. Oczywiście w tych ostatnich dniach najbardziej poruszył mnie jednak tumult, jaki powstał wokół kardynała Dziwisza.
Jako komentator chrześcijańskiego i katolickiego portalu powinienem coś sensownego na ten temat napisać. Przygotowałem sobie nawet stosowny „zacier” – parę mądrych (?) myśli, którym trzeba by już tylko nadać odpowiednią formę. Ale doszedłem do wniosku, że na takie spokojne odniesienie się do sprawy jeszcze za wcześnie. Ciągle rozedrgane emocje nie sprzyjają trzeźwym ocenom, zwłaszcza że kurz bitewny nad tym pobojowiskiem jeszcze nie opadł. Dziś więc trochę inaczej :)
Sporo dyskutuje się dziś w świecie o odejściu od węgla i przestawienia gospodarek na „czyste” sposoby pozyskiwania energii. Wiadomo, węgiel, ropa i gaz ziemny są be, bo w wyniku ich spalania powstaje potrzebny roślinom, acz dla „ekologów” niezwykle szkodliwy dwutlenek węgla. Szkodliwy, bo to gaz cieplarniany, który powoduje przegrzanie naszej planety, co oczywiście niechybnie doprowadzi do katastrofy.
Wielu skłania się ku tezie, że rolę paliwa przyszłości mógłby odegrać niedoceniany w tej roli wodór. Wiadomo, prąd, który dziś w powszechnej opinii jawi się jako alternatywa dla węglopochodnych, trzeba jakoś pozyskiwać. Energetyka jądrowa, podobnie jak węgiel, choć z innych powodów, też jest be. Elektrownie wodne – mocno oddziałują na środowisko i z przyczyn oczywistych nie wszędzie mogą powstać. Wiatraki i panele słoneczne... No tak: możemy mieć je na każdym kroku. Tyle że energię elektryczną trudno magazynować, o czym wie każdy użytkownik smartfona. Tymczasem chcielibyśmy te smartfony czy samochody elektryczne ładować także wtedy, gdy nie wieje i gdy niebo zasnuwa szczelna warstwa chmur (jak w Polsce w ostatnich dniach). O zwykłym włączeniu lodówki już nie mówiąc. Wodór wydaje się więc świetnym rozwiązaniem problemu: gdy mamy prądu w nadmiarze, możemy przeznaczać go na hydrolizę wody (rozkład wody na tlen i wodór). Gdy energii brakuje – wodór spalamy i znów mamy czystą wodę. Jest super. Na dodatek wodór mógłby być także paliwem samochodowym. Już teraz takie samochody są produkowane. Wystarczy stworzyć sieć dystrybucji. I mógłby sobie człowiek postawić przy domu wiatraczek czy panel słoneczny, a z nadwyżek prądu w przydomowej „hydroliziarni” produkować paliwo do samochodu (nie wiem co na to fiskus pobierający akcyzę od paliw, ale zostawmy ten problem). Bajka nie? Jest tylko jeden problem: para wodna, podobnie jak dwutlenek węgla, jest gazem cieplarnianym. Co sens porzucenia paliw węglowych na rzecz tej rzekomo czystej, bo nie pozyskiwanej z pochodnych węgla energii, stawia pod wielkim znakiem zapytania.
Widać w czym rzecz, prawda? W zbyt wąskim spojrzeniu na sprawy. Spojrzeniu ideologicznym, często zacietrzewionym, pomijającym to, co nie pasuje do założeń. Nawet jeśli nie chodzi o nie wiadomo jak specjalistyczną wiedzę, ale sprawy zupełnie podstawowe. Myślę że w sprawie kardynała Dziwisza mamy do czynienia z podobną sytuacją: zbyt wąskim i zbyt uwikłanym w ukryte założenia spojrzeniem na sprawy. Trudno wtedy o rzeczową dyskusję. Tym, których ta sprawa przytłacza i boli radzę więc zauważyć trzy sprawy.
Po pierwsze, człowieka nigdy nie warto stawiać na piedestale. Nawet jeśli to człowiek święty. Bo każdy, nawet święty, nie jest idealny pod każdym względem. Jeśli nie ma wad, ma mniejsze ułomności. Ten zbyt spokojny ten zbyt porywczy, ten milczek, tern gaduła itd. itp. Gdy jest dla nas człowiekiem, nie figurą na postumencie, rzeczą normalną jest, że się potyka czy nawet przewróci. Nic takiego. Ale gdy jest dla nas pomnikiem na postumencie – spadając tłucze się. Nieraz na drobne kawałki.
Po drugie, warto pamiętać o sprawie oczywistej: procedura wyboru biskupa nie jest konkursem na najświętszego kapłana, ale poszukiwaniem kogoś, kto będzie potrafił dobrze zarządzać diecezją. Walory moralne kandydata, oczywiście, są też istotne, ale nie przesadzajmy: jeśli wiadomo o poważnych moralnych obciążeniach danego kapłana to nie tylko do biskupstwa się nie nadaje, ale do sprawowania posługi kapłana też. I powinien być suspendowany albo i wydalony ze stanu kapłańskiego. Ale jeśli o tym nie wiadomo...
I tu dochodzimy do „po trzecie”. Każdy w jakimś stopniu mierzy ludzi swoją miarą. Człowiek prawy, człowiek święty, nie ma tendencji do doszukiwania się w drugim podstępu, obłudy, kłamstwa i wszelkiego innego zła. Takiej postawy uczy Kościół (warto zajrzeć TUTAJ). Chrześcijanin nie powinien dawać wiary plotkom, nie powinien podejmować decyzji na postawie insynuacji. I za taką postawę my, wierzący, na pewno nie powinniśmy nikogo potępiać. Nawet jeśli przez to ktoś popełnił błąd. Warto przy tym pamiętać, błąd, jako leżący poza świadomością i dobrowolnością czynu, nie jest grzechem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.