Kościół w Kazachstanie jest zdany na pomoc z zewnątrz – mówi w rozmowie z KAI administrator apostolski Atyrau, biskup Janusz Kaleta. Opowiada w niej o nowych przepisach utrudniających przyznawanie wiz duchownym pochodzącym z zagranicy, o wolności religijnej w państwie o większości muzułmańskiej i o specyfice Kościoła katolickiego w tym środkowoazjatyckim kraju.
KAI: Czy Kościół w Kazachstanie nadal opiera się w największym stopniu na duchownych z zagranicy? A może ma coraz więcej rodzimego duchowieństwa?
– 20 lat temu, gdy wspólnoty niemieckie i polskie, np. w Karagandzie, były bardzo silne, mieliśmy stosunkowo dużo powołań kapłańskich. Dzisiaj księża z Kazachstanu, który w tym czasie kończyli seminaria w Rydze czy Kownie, są wiodącymi postaciami Kościoła na terenie byłego Związku Radzieckiego. Np. ordynariusz diecezji Przemienienia Pańskiego w Nowosybirsku, bp Joseph Werth pochodzi z Karagandy, podobnie jak bp Nikolaus Messmer, administrator apostolski Kirgistanu. Są też księża, którzy urodzili się na tych terenach, ale pracują w Europie Zachodniej. W Kazachstanie natomiast księża i siostry zakonne pochodzące z tych terenów są ciągle w mniejszości.
Mamy w Karagandzie seminarium duchowne. Nastąpiła jednak duża zmiana pokoleniowa. Większość kleryków stanowią ludzie, którzy nie tak dawno zostali ochrzczeni. Z mojej administratury apostolskiej uczy się tam trzech alumnów. Dwóch z nich przyjęło chrzest dopiero przed kilkoma laty. Pozostaje wciąż otwartym pytaniem, na ile gorliwość neofitów zostanie ugruntowana i dojrzeje tak, by dotrwali oni do święceń kapłańskich i owocnie pracowali jako księża. Proces formacji kapłańskiej jest stosunkowo długi. Można się spodziewać, że dopiero za kilkanaście lat będziemy mogli liczyć na to, że większa grupa księży i sióstr zakonnych będzie pochodziła z Kazachstanu. Dążymy do tego.
Na razie w Kazachstanie pracują duchowni około 15 narodowości. Wnoszą oni bogactwo różnorodnych doświadczeń duszpasterskich, gorliwość oraz kontakty i pomoc swoich lokalnych Kościołów. To nie jest bez znaczenia, dlatego że niewiele wspólnot parafialnych w Kazachstanie jest w stanie samodzielnie prowadzić działalność duszpasterską. Jesteśmy zdani na pomoc z zewnątrz, także tę pomoc materialną.
W czasach komunistycznych, aby zapewnić sobie duchowe i materialne wsparcie, gros kleryków z tych terenów po kilku latach formacji w diecezjalnym seminarium duchownym wstępowało do zgromadzeń zakonnych. Kiedyś oczywiście w sposób tajny. Np. bp Werth od początku był jezuitą, o czym niewiele osób wiedziało, nawet w seminarium. Ta tendencja przetrwała do dziś. Bywa więc, że ktoś, kto przeszedł kilka lat formacji w seminarium w Kazachstanie, nagle mówi, że chce być zakonnikiem. Jako zakonnik podlega rygorom swojego zgromadzenia. Zostaje duszpasterzem, ale niekoniecznie u nas. Trudno się nie zgodzić z chęcią zapewnienia stabilności, zakorzenienia we wspólnocie zakonnej. Czasami jednak tracą na tym kazachstańskie parafie.
KAI: Czy na kolejnym konsystorzu można się spodziewać nominacji pierwszego kardynała z Kazachstanu?
– Trzeba o to zapytać papieża. Ale kandydaci na pewno by się znaleźli... (śmiech)
Rozmawiał Paweł Bieliński
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.