Jak musiał wyglądać tamten Wielki Post św. s. Faustyny, w którym zobaczyła Pana?
Ten wyjątkowy czas pokuty, nawrócenia i miłosierdzia naprowadza na drogę i miejsce, gdzie Pan Jezus spotkał siostrę z piekarni i kuchni płockiego klasztoru. Na to miejsce pada wiele świateł, jak z obrazu "Jezu, ufam Tobie". Odkrywają je liturgia tych dni, sama Faustyna i jej współsiostry ze Zgromadzenia Matki Bożej Miłosierdzia.
Pozornie nic się nie zachowało sprzed 81 lat – ani cela, ani znaczące pamiątki z tamtych lat. O wszystkim mówi zapis w "Dzienniczku": "Wieczorem, kiedy byłam w celi, ujrzałam Pana Jezusa...". O tym, że źródło miłosierdzia bije w tym miejscu, mówią też ci, którzy tu się modlą, oraz konfesjonał i liczne wota zawieszone w kaplicy.
Największa tajemnica domu
Przedwojenny klasztor na Starym Rynku pamiętała s. Gonzaga Walczak, pierwsza o powrocie sióstr w 1990 r. przełożona płockiego klasztoru i płocczanka z pochodzenia. Wtedy przychodziła do sióstr po pieczywo. Zresztą, mieszkając z rodzicami na Starym Rynku, z okien mieszkania dobrze widziała Zakład Anioła Stróża, w którym zakonnice opiekowały się ponad setką dziewcząt. W czasie wojny, ukrywając się przed wywózką na przymusowe roboty do Niemiec, przebywała u sióstr. Po wojnie wstąpiła do klasztoru. Nic jednak nie słyszała wcześniej o Faustynie i płockich objawieniach Bożego Miłosierdzia.
– Przed wojną był to dom wielkiej pracy i troski o dziewczęta. Na przykład w nieistniejącym skrzydle domu, gdzie na piętrze znajdowała się cela Faustyny, na parterze była pracownia szewska. Siostry prowadziły również piekarnię, pralnię, szwalnię i hafciarnię. Był wreszcie mały ogród, a w Białej pod Płockiem duże gospodarstwo. Faustyna kochała nasze dzieło i dziewczęta – opowiadała s. Gonzaga.
Zakonnica pamiętała przedwojenny układ domu i zakonną kaplicę, która znajdowała się w innej części kompleksu klasztornego niż obecnie. – Była ona niewielka. Choć wiele się zmieniło, są to wciąż te same mury i korytarze, którymi Faustyna chodziła, gdzie ciężko pracowała i gdzie się modliła – podkreślała siostra. O samej Faustynie i jej objawieniach dowiedziała się później, po wojnie, gdy wstąpiła już do zakonu. – Opowiadała mi o niej s. Ludmiła, która pracowała w płockim domu przed wysiedleniem przez komunistów w 1950 roku. Była tu organistką i zakrystianką. Miała też zdolności malarskie. Opowiadała mi "o gorliwej Faustynie, która miała widzenia Pana Jezusa i zostanie świętą”. Później dowiedziałam się, że wszystko zaczęło się w Płocku – opowiadała zmarła 4 lata temu s. Gonzaga.
Zastąpiła Faustynę
Wiele wspomnień o św. s. Faustynie słyszała s. Wiktoriana Bieniek, pochodząca z parafii Koziebrody k. Raciąża. Obecnie jest najdłużej przebywającą w płockim domu zgromadzenia. Należy do tego pokolenia sióstr Matki Bożej Miłosierdzia, które dobrze znały już nie samą Faustynę, ale zakonnice, które z nią się spotkały i wspólnie pracowały. – Chciałam wstąpić do zgromadzenia, którego patronką będzie Matka Boża i gdzie siostry ubierają czarny habit – wspomina z uśmiechem s. Wiktoriana. Gdy wstąpiła do zgromadzenia, o płockim domu, Faustynie i objawieniach nic nie wiedziała.
– Jako postulantka w Kaliszu pomagałam starszym siostrom Urszuli i Agacie. To one powiedziały mi: "Była u nas siostra, która widziała Pana Jezusa i będzie świętą”. Później na strychu naszego domu, w drewnianej skrzyni, znalazłam obrazki Jezusa Miłosiernego, oczywiście czarno-białe, z wypisanymi obietnicami Pana Jezusa dla tych, którzy będą się modlić do Bożego miłosierdzia. Jeszcze więcej o Faustynie powiedziała mi s. Klemencja z Krakowa, bo w Łagiewnikach święta spędziła najwięcej czasu. Przecież wtedy nie było opublikowanego "Dzienniczka". Siostry opowiadały sobie i wspominały Faustynę. Jedne wierzyły w objawienia i jej świętość, inne się zastanawiały, jak to możliwe, że tak zwyczajna zakonnica rozmawiała z Panem Jezusem. Miałam też szczęście, że do ślubów wieczystych przygotowywała mnie s. Irena Chrzanowska, która wraz z Faustyną przebywała w Wilnie. Ona wiele wiedziała o świętej i opowiadała nam o tym – mówi s. Wiktoriana.
Gdy w 1950 r. usunięto siostry ze Starego Rynku w Płocku, zostały skierowane do różnych wspólnot w całej Polsce. I to one zaniosły do innych domów wiadomość, że orędzie Bożego miłosierdzia po raz pierwszy zostało objawione właśnie w Płocku. – Do Krakowa przyjechała z Płocka s. Karolina. Ona i inne siostry prosiły o wielką modlitwę za płocki dom i za to wybrane przez Boga miejsce, bo właśnie tu były pierwsze objawienia – wspomina s. Wiktoriana.
Później sama siostra zastąpiła jakby Faustynę w kuchni łagiewnickiego klasztoru. – Miałam to szczęście, że spotkałam mamę św. Faustyny. Widziałam ją, gdy przyjechała do naszego domu w Częstochowie. A później sama pracowałam w kuchni w Łagiewnikach. Dotykałam tych samych naczyń, garnków, szafek, przy których pracowała Faustyna. Zresztą nasze wychowanki, dziewczęta z zakładu opiekuńczego, co i raz mówiły: "Tej patelni, tego garnka używała Faustyna” – wspomina s. Wiktoriana.
Płockie perełki
Opowiadają starsze siostry, że kiedyś wychowanki płockiego zakładu wyszły wieczorem po pracy z piekarni i zobaczyły wielką światłość w celi siostry Faustyny. Zaalarmowały inne siostry, bo myślały, że to może być pożar. Jedna z sióstr pobiegła na piętro, ale gdy weszła do wąskiej celi Faustyny, zobaczyła, jak zakonnica stała zwrócona do ściany. Niezwykłego światła, które zauważyły wychowanki, już nie widziała.
W albumie "Ufam. Śladami siostry Faustyny" znajdujemy inne świadectwo s. Pauliny Kosińskiej, która pracowała z Faustyną w kuchni płockiego klasztoru: "Pomieszczenie było wąskie, a co chwila ktoś tamtędy przechodził, potrącając wszystkich po drodze. Poza tym ciągle jacyś ludzie dzwonili do furty i trzeba było do nich wychodzić. Przez cały okres pracy w kuchni s. Faustyna ani razu jednak, choćby słowem czy grymasem twarzy, nie okazała niezadowolenia. Zawsze była pogodna i uśmiechnięta".
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Waszyngton zaoferował pomoc w usuwaniu szkód i ustalaniu okoliczności ataku.
Raport objął przypadki 79 kobiet i dziewcząt, w tym w wieku zaledwie siedmiu lat.