Prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej uważa, że na mistrzostwach Europy reprezentacja nie osiągnęła oczekiwanego wyniku. "Wielka impreza zawsze kiedyś się kończy, ale mieliśmy nadzieję, że dla nas skończy się trochę później" - powiedział Zbigniew Boniek.
W trzech spotkaniach Polacy wywalczyli tylko punkt, zajęli ostatnie miejsce w grupie E i razem z siedmioma innymi zespołami zakończyli swój udział w turnieju. Na inaugurację biało-czerwoni ulegli Słowacji 1:2, następnie zremisowali 1:1 z Hiszpanią, natomiast w środę przegrali 2:3 ze Szwecją.
"Wielka impreza zawsze musi kiedyś się skończyć, ale mieliśmy nadzieję, że dla nas skończy się trochę później. Sportowo zawiedliśmy i nie osiągnęliśmy rezultatu, jakiego oczekiwaliśmy. Polska piłka pod wieloma względami bardzo się rozwinęła, jednak na wielkich turniejach nie osiągamy tego, co chcemy. Jedynie w 2016 roku byliśmy na mistrzostwach Europy o krok od wielkiej czwórki, ale we Francji mieliśmy więcej szczęścia. A przy wyrównanej grze jest to często czynnik decydujący" - dodał na podsumowującej udział biało-czerwonych w tej imprezie konferencji na Polsat Plus Arenie Gdańsk Boniek.
"Jako prezes PZPN nie jestem odpowiedzialny za formę jednego czy drugiego zawodnika, ale jestem odpowiedzialny za całokształt. Porażka nigdy nie jest pozytywna, ale za dwa miesiące czekają nas kolejne eliminacyjne mecze i tak jak w ostatnich sześciu latach uczestniczymy we wszystkich wielkich imprezach, tak również wierzę, że nie zabraknie nas na mistrzostwach świata. Polska piłka tego potrzebuje" - przyznał.
Przypomniał, że polski futbol ma wielką przeszłość, ale trzeba głównie żyć teraźniejszością i przyszłością.
"W sporcie trzeba z optymizmem iść do przodu i patrzeć, co zrobić, aby było lepiej. Szkoda mi naszych kibiców, bo zawsze byli blisko reprezentacji i mają prawo śnić. A to powinno napędzać naszych piłkarzy. Niektórzy zawodnicy, o których myśleliśmy, że są dobrzy, którzy mają wiele pozytywnych walorów i cech, a na koniec bardzo jasno wyszła ich jakość, która robi różnicę" - podkreślił.
Szef PZPN przekonuje, że poza szczęściem, polskim piłkarzom zabrakło właśnie jakości.
"Pod względem taktycznym nie było tego, co nas ostatnio przerażało, czyli gry tylko i wyłącznie z kontry przy małej liczbie akcji ofensywnych. W wielu aspektach dominowaliśmy nad Słowacją i Szwecją, ale ostatecznie decyduje jakość. Wiele głosów było takich, że niby dobrze to wyglądało, ale rezultat był taki jak zawsze w ostatnich latach. Pożegnanie z tym turniejem bardziej boli niż pożegnanie trzy lata temu z mistrzostwami świata, bo pod względem statystyk wyglądało to znacznie lepiej. Na końcu zabrakło nam jednak jakości. W meczu ze Szwecją mieliśmy 30-40 dośrodkowań z obu stron, z których 90 procent nie dochodziła tam gdzie miała dojść" - zauważył.
"Zibi" przyznał, że po meczu ze Szwecją nie pojawił się w szatni reprezentacji, ale rozmawiał ze wszystkimi piłkarzami na lotnisku oraz w samolocie.
"Widziałem, że jest +feeling+ pomiędzy drużyną i trenerem. To jest zwarta grupa, której było przykro, że nie wykonała tego, czego wszyscy od niej oczekiwali. Byli przekonani, że dali z siebie wszystko, ale na więcej nie było ich stać. Piłkarsko nie było dobrze, ale w porównaniu do poprzednich imprez było inaczej. Nie udało się i możemy wszystkich za wszystko rozliczać, ale do czego to doprowadzi? Podejrzewam, że do niczego, a w życiu nie trzeba burzyć, tylko konstruować. W burzeniu jesteśmy dobrzy, z konstruowaniem mamy problemy. Innej drogi niż wiara w to, co się robi, nie widzę" - skomentował.
Nie doszły do niego również głosy, że po tym turnieju ktoś zamierza zrezygnować z występów w reprezentacji.
"Granie w reprezentacji narodowej to dla każdego piłkarza jest projekt premium, który wszystkich dowartościowuje, bo umożliwia przejście do historii. Nie miałem odczucia, że ktokolwiek, gdziekolwiek i cokolwiek na ten temat mówił" - zapewnił.
Były wielokrotny reprezentant Polski, podobnie jak przed meczem z Hiszpanią, powtórzył, że nie ma tematu zwolnienia selekcjonera.
"Sousa ma kontrakt z PZPN, który zawiera różne klauzule i nie było takiej, że jeśli nie wyjdziemy z grupy, to się rozstaniemy. Paulo to bardzo dobry i doświadczony trener, który wie, czego ta drużyna potrzebuje. Pod jego wodzą graliśmy inaczej od tego, do czego byliśmy przyzwyczajeni. Chcemy grać w piłkę, chcemy żeby nasze mecze były atrakcyjne, chcemy stwarzać sytuacje i dominować nad rywalami. Trzeba dalej robić i ulepszać to, co robimy, wyciągać wnioski i iść do przodu. Sportowo zawiedliśmy i taka jest prawda, ale dzisiaj rano słońce wzeszło, jutro już też wzejdzie. Trzeba być optymistycznie nastawionym, trzeba szukać pozytywów, bo wtedy będzie można obrać właściwy kierunek" - ocenił.
Boniek zdaje sobie sprawę, że będzie uchodził za jednego z tych, co "zawalił" Euro, ale nie zamierza uciekać od odpowiedzialności.
"Nie może ona jednak polegać na tym, że nie zdobyłem bramki czy też miałem jakiś wpływ na formę sportową i styl gry. To nie moje zadania, nie odpowiadam za aspekt sportowy. Wiem też, co wydarzyło się przez osiem lat w PZPN. Wiem, co zastałem i wiem, co zostawię i jestem pod w tym względem absolutnie spokojny. Polski futbol, co widać gołym okiem, rozwija się na wszystkich szczeblach i płaszczyznach. Mamy problem na najwyższym szczeblu, w wielkich imprezach i europejskich pucharach, ze zrobieniem sportowego kroku do przodu. A chciałbym być prezesem reprezentacji, która dochodzi do ćwierćfinałów i wyżej" - zdradził.
65-letni działacz jest obecnie bardziej rozczarowany niż po mistrzostwach świata w Rosji w 2018 roku.
"Uważam, że ta drużyna miała większe możliwości, lepiej się prezentowała, była lepiej przygotowana, była młodsza, bardziej scalona i w każdym meczu lepiej wyglądała, miała też bardzo dobre statystyki. W Rosji po pierwszym spotkaniu czuć było, że coś jest nie tak, teraz do ostatniej minuty mieliśmy szansę na wyjście z grupy" - zaznaczył.
Prezes PZPN długo rozmawiał z Sousą po meczu ze Szwecją.
"Konwersowaliśmy w samolocie i później, ale czasami po meczach lepiej nic nie mówić, albo mówić mało, bo wyniku się nie zmieni. Widziałem wielkie rozgoryczenie i niemoc, że stało się tak, jak się stało. Gramy tak ważny mecz, a tracimy bramkę kuriozum już w 2. minucie, a za błędy się płaci. Teraz selekcjoner przygotuje podsumowujący raport, ale raporty nic nie zmienią, bo wszystko widzieliśmy. Są po to, aby wyciągnąć wnioski, aby nasza piłka pod względem wartości sportowej wyglądała lepiej. Wszystko znakomicie się rozwija, brakuje tylko aspektu sportowego" - skomentował.
Były piłkarz Juventusu Turyn jest zdania, że zmiana trenera reprezentacji była jego bardzo dobrą decyzją.
"Jeśli Jerzy Brzęczek przestał być selekcjonerem, to były ku temu powody sportowe i inne. Nie chciałem nawet zmienić w 2018 roku trenera Nawałki, ale ta zmiana trenera była absolutnie potrzebna. Marazm przy reprezentacji i wokół niej był tak wielki, że nie chciałbym do tego wracać. Przeszłością nie rozwiążemy żadnego problemów, ale musiałem taką decyzję podjąć. Uważam, że wybrałem dobrego trenera i mam nadzieję, że potwierdzi to w eliminacjach do mistrzostw świata" - stwierdził.
Przekonuje jednocześnie, że Sousa nie miał za mało czasu na przygotowanie biało-czerwonych do mistrzostw Europy.
"Za sprawą wyniku wszyscy mogą się do tego doczepić i mogą mieć rację. Trudno, przyjmuję to na klatę i gramy dalej, a z trenerem Sousą chcemy grać inaczej. Nie chcę patrzeć na piłkę, w której przez 90 minut bronimy się, remisujemy 0:0, albo po przypadkowej akcji wygrywamy 1:0 i po meczu cieszymy się z tego, że robimy punkty. Nikt nie chciał oglądać takiej piłki i postanowiliśmy pójść w drugą stronę. Ktoś decyzje musi podejmować, a decyzję o zatrudnieniu selekcjonera podejmuje prezes PZPN. Podjąłem taką decyzję, bo miałem szereg składowych, które mnie do niej zmusiły" - zrelacjonował.
Szef piłkarskiej centrali zgadza się, że za kadencji Brzęczka reprezentacja realizowała założone zadania, ale sposób ich wykonania niewiele osób satysfakcjonował. To nie był jednak główny powód, że w połowie grudnia zdecydował, że trzeba inaczej spojrzeć na drużynę narodową i dokonać zmiany selekcjonera.
"Ta ekipa miała dużo problemów, a teraz ma ich znacznie mniej. Pozostał jeden główny problem, czyli sportowy, bo nie dojeżdżamy tam, gdzie powinniśmy dojeżdżać, czyli sportowo zrobić coś więcej. Jeśli skoncentrujemy się tylko na problemie sportowym jest szansa, że pójdziemy wreszcie w drugą stronę. Za kadencji Brzęczka poza problemem sportowym było kilka innych problemów i w tej sytuacji obowiązkiem prezesa PZPN było nie bać się podjęcia decyzji. Nie mówię, czy ta decyzja była dobra czy zła, bo życie zweryfikowało i nie odnieśliśmy sukcesu, ale gdybym jeszcze raz znalazł się w takiej sytuacji, podjąłbym taką samą decyzję" - podsumował.
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.