NATO poparło w czwartek apel grupy kontaktowej ds. Libii, która w środę w stolicy Kataru, Dausze, wezwała Muammara Kadafiego do ustąpienia - wynika z tekstu deklaracji przyjętej w czwartek przez ministrów spraw zagranicznych państw Sojuszu.
"Popieramy wyniki (...) spotkania grupy kontaktowej w Dausze i zdecydowanie wspieramy jej apel o odejście Kadafiego, a także jej głębokie zaangażowanie w proces realizacji rezolucji 1970 i 1973 Rady Bezpieczeństwa ONZ" - głosi oświadczenie.
NATO będzie kontynuować naloty na cele wojskowe Muammara Kadafiego "tak długo jak będzie to konieczne", czyli dopóki siły libijskiego przywódcy nie przestaną atakować cywilów oraz nie powrócą do baz - powiedział w czwartek sekretarz generalny Sojuszu Anders Fogh Rasmussen. Wskazał, że od końca marca Sojusz dokonał ponad 900 ataków lotniczych na siły Kadafiego. "Ponosimy odpowiedzialność za ochronę cywilów w Libii przed brutalnym dyktatorem - podkreślał - Nie będziemy bezczynnie patrzeć, jak zdyskredytowany reżim atakuje własny naród z użyciem granatów, czołgów i snajperów". NATO potrzebuje jednak więcej samolotów - zaznaczył.
W czwartek w Berlinie trwają dwudniowe nieformalne rozmowy ministrów spraw zagranicznych państw NATO, głównie na temat sytuacji w Libii. Sygnały z tego spotkania wskazują, że dla Kadafiego w Libii nie ma już miejsca.
"Społeczność międzynarodowa jest zdeterminowana, by wykonać rezolucję Rady Bezpieczeństwa ONZ (ws. Libii), ochronić ludność libijską i doprowadzić do politycznego zakończenia tego konfliktu" - podsumował stanowisko europejskich dyplomatów Radosław Sikorski. Według niego nie będzie powrotu do normalnych relacji z reżimem.
Podobną opinię wyrażał - jeszcze przed spotkaniem w Berlinie - szef francuskiego MSZ Alain Juppe. Jednocześnie jednak - jak podawała agencja Reutera - stwierdził on, że obecnie Paryż nie opowiada się za dozbrajaniem powstańców. Z kolei agencja Associated Press donosiła, że zdaniem Francji NATO robi zbyt mało.
Francja i Wielka Brytania ogłosiły też, że podczas trwających w Berlinie rozmów zwrócą się do swoich sojuszników, by "zintensyfikowali" operacje lotnicze przeciwko wojskom Kadafiego, zapewniając dodatkowe samoloty i zezwalając im na udział w nalotach. Również przed spotkaniem oba te państwa apelowały o nasilenie akcji lotniczej w Libii. "Ministrowie spraw zagranicznych krajów NATO, podzieleni w sprawie konieczności rozszerzenia interwencji wojskowej, woleli w czwartek obstawać przy politycznym celu, który ich łączy, czyli odejściu Muammara Kadafiego" - podsumowuje agencja AFP.
Szefowa duńskiej dyplomacji Lene Espersen, podkreślając "znaczne" wysiłki swojego kraju, który od tygodni przeprowadza naloty, domagała się, by inni członkowie NATO również przyłączyli się do bombardowań. Jedynie sześć państw bombarduje składy broni i czołgi Kadafiego. Są to: Belgia, Kanada, Dania, Francja, Norwegia i Wielka Brytania. Czasami do nalotów przyłączają się również Stany Zjednoczone.
Minister spraw zagranicznych Hiszpanii, Trinidad Jimenez zaprzeczyła jednak, jakoby jej kraj miał zmienić swoją obecną postawę. Hiszpańskie samoloty, podobnie jak holenderskie i włoskie, kontrolują strefę zakazu lotów i lokalizują punkty do ostrzału. Nie mają jednak prawa uczestniczyć w nalotach przeciwko oddziałom Kadafiego.
W niektórych miejscach wciąż słychać odgłosy walk - poinformowała agencja AFP.
Wedle oczekiwań weźmie w nich udział 25 tys. młodych Polaków.
Kraje rozwijające się skrytykowały wynik szczytu, szefowa KE przyjęła go z zadowoleniem
Z dala od tłumów oblegających najbardziej znane zabytki i miejsca.
Celem ataku miał być czołowy dowódca Hezbollahu Mohammed Haidar.
Wyniki piątkowych prawyborów ogłosił w sobotę podczas Rady Krajowej PO premier Donald Tusk.