Kolejny kryzys na włoskiej Lampedusie unaocznia porażkę unijnej polityki migracyjnej.
Tysiąca kilometrów pięknych plaż jest błogosławieństwem dla włoskiej turystyki, ale zarazem przekleństwem dla służb bezpieczeństwa, które nie są w stanie zapobiec niekontrolowanemu napływowi migrantów z Afryki. Symbolem jest Lampedusa, która jak w soczewce skupia wyzwania stojące przed Włochami, którzy muszą chronić zewnętrznych granic UE, ale obnaża też błędy unijnej polityki migracyjnej. Obrazy napływające z wyspy są przerażające. Tysiące młodych mężczyzn stłoczonych w pękającym w szwach punkcie pierwszej kontroli i kolejni siedzący na molo w wielogodzinnym oczekiwaniu na przyjęcie. Zmęczenie, głód, pragnienie i palące słońce podgrzewają atmosferę i dochodzi do brutalnych strać z policją.
Na wyspie jest już 7 tys. migrantów, którzy przypłynęli w ciągu zaledwie 48 godzin a służby informują o kolejnych zmierzających ku wyspie łodziach. Włosi proszą Unię Europejską o pomoc. W zamian zderzają się z milczeniem Brukseli, a sąsiedzi uszczelniają granice. Burmistrz Lampedusy kolejny raz alarmuje, że pakt migracyjny, to jedynie piękne zapewnienia, bo tak naprawdę Włosi kolejny raz są pozostawieni sami sobie. Rząd zamierza w końcu iść pod prąd unijnej polityce i wprowadzić dekret bezpieczeństwa. Bo kryzys na Lampedusie, ale nie tylko, trwa z różnym nasileniem od 2013 roku. Migranci zalewają Włochy, co odbija się na wzroście braku bezpieczeństwa. To temat niepopularny, bo jest słabą wizytówką dla Włoch żyjących jak by nie było z turystyki. Ale coraz częściej do mediów przebijają się doniesienia o gwałtach popełnianych przez migrantów, kradzieżach i napadach. Nawet w Rzymie są już dzielnice, których lepiej nie odwiedzać, a i pewnych atrakcji turystycznych lepiej nie podziwiać po zmroku.
W tym wszystkim jest i piękna karta. Są nią zwykli Włosi, często rybacy, którzy wiedzą czym jest morze i nigdy nikogo nie zostawią na jego pastwę. Tak jest i teraz na Lampedusie. – Otworzyliśmy dla migrantów salki parafialne, siostry zakonne stworzyły specjalne centrum pomocy dla matek i dzieci, ale pomoc płynie przede wszystkim od mieszkańców, którzy kolejny raz otwierają drzwi swoich domów i dzielą się wszystkim co mają – mówi proboszcz z Lampedusy. W pomoc włączają się nawet odpoczywający na wyspie turyści. Wodę i żywność rozdają migrantom właściciele barów i restauracji. Nie zmienia to jednak faktu, że jesteśmy świadkami prawdziwej apokalipsy, migranci z Afryki nie mają nawet gdzie przyłożyć głowy, sytuacja sanitarna staje się dramatyczna. Ks. Carmelo Rizzo wskazuje, że lokalna społeczność od lat z oddaniem przyjmowała i pomagała potrzebującym. Jedni robili to w duchu humanitarnym czy obywatelskim, inni z miłości chrześcijańskiej, jednak nie mają już sił i środków, by ten nierozwiązany od lat problem cały czas brać na siebie. Czas to zmienić, a to wymaga reformy unijnej polityki migracyjnej. I jak mówią realistycznie Włosi, nie można z tym czekać, aż pół Afryki przyjedzie na Lampedusę.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.