Przed Sądem Okręgowym w Szczecinie rozpoczęła się w czwartek pierwsza rozprawa w sprawie tragicznego pożaru w Kamieniu Pomorskim (Zachodniopomorskie) dwa lata temu. Na ławie oskarżonych zasiada dwoje urzędników tamtejszej gminy.
Urzędnicy oskarżeni są m.in. o niedopełnienie obowiązków, przez co nieumyślnie doprowadzili do pożaru. Grozi im od roku do 10 lat więzienia.
Pożar wybuchł w hotelu socjalnym tuż po północy w poniedziałek wielkanocny w 2009 r. Ogień w szybkim tempie strawił cały budynek, w którym mieszkało blisko 80 osób. Zginęło 23 mieszkańców budynku, w tym 13 dzieci. Uratowały się 54 osoby, 20 z nich odniosło obrażenia. Pożar gasiło 129 strażaków; akcja trwała ponad 20 godzin. Był to jeden z najtragiczniejszych pożarów w powojennej historii Polski.
Obrońcy oskarżonych złożyli przed sądem wniosek o umorzenie postępowanie lub o zwrot sprawy do prokuratury. Jak uzasadniali, powinna ona usunąć istotne braki w postępowaniu przygotowawczym. Prawdopodobnie jeszcze w czwartek sąd podejmie decyzję w tej sprawie i wówczas, jeżeli wniosek zostałby odrzucony, formalnie będzie mógł się rozpocząć proces.
W procesie występuje kilkunastu oskarżycieli posiłkowych - są to osoby poszkodowane w pożarze. Wszystkich poszkodowanych jest ponad 80.
Po pożarze wszczęto śledztwo z artykułu Kodeksu karnego mówiącego o spowodowaniu pożaru zagrażającego życiu, zdrowiu lub mieniu w wielkich rozmiarach.
W grudniu ub. r. do sądu trafił akt oskarżenia przeciwko dwojgu urzędnikom z Kamienia Pomorskiego. Prokurator oskarżył dyrektora Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej w Kamieniu Pomorskim Krzysztofa G. oraz zatrudnioną na stanowisku starszego inspektora do spraw administracyjno-budowlanych Barbarę K. m.in. o niedopełnienie szeregu obowiązków ciążących na nich w związku ze sprawowaniem w imieniu gminy zarządu nad budynkiem socjalnym. G. jako funkcjonariuszowi publicznemu zarzucono ponadto niedopełnienie obowiązków służbowych i działanie na szkodę interesu publicznego i prywatnego.
Według prokuratora w budynku nie było - wbrew obowiązującym przepisom - okresowych przeglądów i kontroli jego stanu technicznego, konstrukcji oraz znajdujących się wewnątrz instalacji. Nie było też dróg ewakuacyjnych.
Krzysztof G. i Barbara K. w śledztwie nie przyznali się do winy. G. złożył wyjaśnienia, natomiast K. odmówiła ich składania. Oskarżeni odpowiadają z wolnej stopy. Oboje nie stracili stanowisk.
Jak ustalili biegli, pożar wywołało zwarcie w instalacji elektrycznej, ale specjalistom z zakresu pożarnictwa nie udało się odpowiedzieć na pytanie, co było jego bezpośrednią przyczyną. Według ich ekspertyzy zwarcie mogło być skutkiem różnych czynników, ale zebrany w sprawie materiał dowodowy nie pozwala jednoznacznie stwierdzić, który z nich był jego bezpośrednią przyczyną - szczególnie, że w wielu miejscach budynku były przeprowadzane samodzielne przeróbki instalacji elektrycznej. Według biegłych na szybkość rozprzestrzeniania się ognia i skalę pożaru wpływ miało zastosowanie w konstrukcji budynku łatwopalnych materiałów.
Ówczesny prezydent Lech Kaczyński, który przyjechał po pożarze na miejsce tragedii, ogłosił trzydniową żałobę narodową.
Po tragedii cały kraj włączył się w akcję pomocy pogorzelcom. Ci, którzy ocaleli, otrzymali nowe mieszkania.
Obok zgliszczy ustawiono blisko czterometrowej wysokości krzyż, który powstał z metalowych elementów konstrukcji spalonego budynku, wyciągniętych z pogorzeliska. Umieszczono na nim 23 tabliczki z epitafiami poświęconymi ludziom, którzy zginęli w pożarze.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.