Dwóch Polaków pracujących w niewolniczych warunkach dla domniemanego romskiego gangu z obozowiska Greenacres jest już pod opieką Czerwonego Krzyża, lekarzy i otrzymało pomoc socjalną - powiedziała PAP rzeczniczka policji w Bedfordshire.
"15 spośród 24 osób znalezionych przez policję na obozowisku dla przyczep kempingowych Greenacres przebywa w ośrodku opieki, w tym dwóch Polaków. Są w różnym stanie fizycznym i psychicznym. Niektórzy z nich zgodzili się złożyć zeznania, ale nie ujawniamy, którzy" - zaznaczyła. "Jeśli zechcą, w każdej chwili mogą ośrodek opuścić" - dodała.
Rzecznik ambasady RP w Londynie Robert Szaniawski poinformował, iż na obozowisku przebywało pięciu Polaków. Trzech w wieku dwudziestu kilku lat trafiło tam z ogłoszenia o pracę i nie zdążyło do niej przystąpić, gdy w ostatnią niedzielę nad ranem policja przeprowadziła obławę.
"Osoby te były bardzo zdziwione, gdy dowiedziały się, gdzie trafiły, ale były bardzo zadowolone, że nie dały się nabrać" - powiedział Szaniawski. "Spośród dwóch pozostałych Polaków jeden przepracował dla Romów rok, a drugi siedem miesięcy. Ani jeden, ani drugi nie chciał pomocy konsularnej. Jednemu po potwierdzeniu tożsamości wyrobiliśmy paszport, ponieważ nie miał dokumentu tożsamości" - dodał.
"Nie wiemy, jak Romowie ich traktowali, ponieważ żaden nie chciał na temat mówić. Jest to przedmiotem policyjnego śledztwa" - oświadczył rzecznik.
Tymczasem Anglik, który zbiegł z obozowiska w 2008 roku, powiedział BBC, że do Greenacres trafił, ponieważ był włóczęgą i alkoholikiem. Romowie obiecali mu dach nad głową, 50 funtów dniówki i tyle alkoholu, ile zechce.
Na miejscu ogolono mu głowę i zakwaterowano w przyczepie do przewożenia koni. Budzono go o godz. 3 rano, a następnie przewożono do pracy przy kładzeniu płyt chodnikowych, brukowaniu lub asfaltowaniu. Płacono mu grosze lub wcale.
"Ludzie zostawali w Greenacres i tolerowali takie upokarzające traktowanie, ponieważ bali się gangu i wiedzieli, że za próbę ucieczki grozi dotkliwe pobicie. Przekonać się mogli o tym na własne oczy" - powiedział Anglik.
Brat mężczyzny był zaszokowany, gdy go zobaczył: "Był bity kilka razy. Był wychudzony, sama skóra i kości, bo nie odżywiał się jak należy. Z braku witamin sczerniały mu zęby" - cytuje go BBC.
Inny rozmówca BBC imieniem Adam twierdzi, że był zamykany w przyczepie od zewnątrz na noc i do pracy budzony nad ranem kopniakiem. Czuł się więźniem. Obiecano mu pracę za godziwą zapłatę, ale był zmuszony do wegetowania. Zbiegł w 2004 roku, gdy miał dość.
Policja postawiła zarzuty czterem mężczyznom - trzem braciom i ich szwagrowi. Wszyscy o nazwisku Connors pochodzą z Irlandii. Sąd w Luton zdecydował o ich zatrzymaniu w areszcie do czasu rozprawy wyznaczonej na 5 grudnia.
Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.