Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.
W niektórych miejscach wciąż słychać odgłosy walk - poinformowała agencja AFP.
Wedle oczekiwań weźmie w nich udział 25 tys. młodych Polaków.
Kraje rozwijające się skrytykowały wynik szczytu, szefowa KE przyjęła go z zadowoleniem
Sejmik woj. śląskiego ustanowił 2025 r. Rokiem Tragedii Górnośląskiej.
Natomiast uważam, że odwołanie do tej klauzuli w przypadku sprzedaży środków hormonalnych (choćby i miały działanie wczesnoporonne!), które mogą być stosowane ze wskazań medycznych jest niewłaściwe. Farmaceuta nie zna przyczyny zastosowania leku, a kobieta nie ma obowiązku mu się tłumaczyć. Nie ma prawa ZAKŁADAĆ, że lek ma być stosowany w celach antykoncepcyjnych, ani że kobieta podejmuje w czasie jego stosowania współżycie. Bo przypomnę: środki mające działanie wczesnoporonne można stosować z przyczyn medycznych, należy tylko w tym czasie powstrzymać się od współżycia. Przepraszam: TO NIE JEST SPRAWA FARMACEUTY. Ani lekarza, który ma obowiązek o takim działaniu uprzedzić. To wszystko.
Inaczej wygląda sytuacja w przypadku tzw. pigułek po stosunku (bo to jedyne "czysto wczesnoporonne" środki dostępne oficjalnie w Polsce). W tym wypadku nie ma wątpliwości, jaki jest cel sprzedaży leku, więc można/ powinno się takiej sprzedaży odmówić. Nie da się tego środka wykorzystać do dobrego celu.
Tytułem wyjaśnienia: medycyna używa określenia "środek wczesnoporonny" w odniesieniu do preparatów, które powodują utratę już zagnieżdżonego zarodka. O działaniu przeciwdziałającym zagnieżdżeniu już uformowanego zarodka mówi się ładnie "antykoitalne". Takie działanie mają pigułki po stosunku i niestety niektóre, jeśli nie większość preparatów antykoncepcji hormonalnej. Realnie takie działanie prowadzi do śmierci zarodka (bez zagnieżdżenia nie przeżyje), dlatego nazywam je wczesnoporonnym. Nieco wbrew medycynie...
nie podzielam do końca Pani zdanie z kilku powodów:
Moim zdaniem jest zasadnicza różnica pomiędzy lekarzem, a farmaceutą. Lekarz leczy: diagnozuje i wybiera odpowiedni sposób terapii. Usługa, którą świadczy farmaceuta, polega na sprzedaży prawem dopuszczonych do obrotu preparatów. Sprzedaż produktów-jakichkolwiek, w tym farmaceutycznych- podlega zupełnie innym regułom, niż działalność lecznicza. I aptekarz i lekarz skończyli studia medyczne, ale tylko lekarz podlega przysiędze Hipokratesa stawiającym na pierwszym miejscu dobro pacjenta. I tylko w absolutnie wyjątkowych przypadkach może sie powoływac na klauzulę sumienia, przez co stawia swoje sumienie niejako przed tym dobrem.
Po drugie, nie wyobrażam sobie, że właściciel apteki, która jest sposobem zarabiania pieniędzy, powołuje sie na klauzulę sumienia i wycofuje z apteki leki dopuszczone do handlu. Można przecież farmaceutę, który ma poważny problem światopoglądowy z uwagi na sprzedaż określonego leku, przesunąć na zaplecze, do produkcji leków, czy sortowania. Ale trudno mi sobie wyobrazić, że jedyna w okolicy apteka nie sprzedaje leku dopuszczonego do obrotu.
Po trzecie, rozszerzając klauzulę sumienia na inne zawody związane ze świadczeniem usług, trudno byłoby gdzieś postawić granicę. Za chwilę urzędnik SC, ze względu na swój katolicyzm, odmówi udzielenia ślubu związkowi partnerskiemu. Farmaceuta nie jest moralnie odpowiedzialny, ani za lek, który przepisał lekarz, ani za decyzję pacjenta o jego zażyciu, ani za to, jakie preparaty państwo dopuszcza do obrotu.
Po czwarte, nie tylko moim zdaniem, takie ustawowe wprowadzenie klauzuli sumienia dla aptekarzy, byłoby sprzeczne z konstytucyjną zasadą neutralności. Bo przecież niektórzy obywatele nie mogą być zakładnikami sumienia aptekarza. Bo to by oznaczało, że państwo, które jest odpowiedzialne za regulowanie obrotu lekami, ustanawia prawo uzależniające ten obrót od kwestii światopoglądu właścieciela biznesu, jakim jest apteka.
Przepraszam,że się wtrącę. Pozwolę sobie na parę uwag z zachowaniem Twojej systematyki:
ad 1. Lekarz powołujący się na klauzulę sumienia nie stawia swego sumienia ponad dobrem pacjenta. Stawia raczej dobro pacjenta (ewentualnie innych osób, np. nienarodzonych) ponad jego wolą. Potworny byłby świat, w którym lekarz (i nie tylko lekarz) musiałby wykonać wszystko, czegokolwiek zażądałby pacjent/zleceniodawca/pracodawca.
ad 2. Mówisz o odmowie sprzedaży leku. Problem dotyczy zasadniczo substancji, które w żadnym razie lekami nie są, bo niczego nie leczą, nie ratują życia lub zdrowia. Służą do czegoś wręcz przeciwnego.
ad. 3. Każdy ma prawo/obowiązek odmowy współdziałania ze złem. To prawo stoi ponad prawem stanowionym.
ad 4. Neutralność... Otóż złamaniem neutralności jest właśnie zmuszanie farmaceutów do sprzedaży niektórych specyfików. Jeśli państwo chce tak czy inaczej regulować obrót lekami, to niechże znajdzie kogoś, kto to zrobi z własnej woli.
Nie zgadzam się z Tobą, nóż może służyć do zabicia człowieka ale i do krojenia chleba.
A środki wczesnoporonne służą tylko i wyłącznie do zabicia człowieka, nikt przecież nie będzie ich kupował na ból gardła.
Każdy farmaceuta powinien, ze względu na swoje przekonania, mieć prawo odmówić sprzedaży.Nie znaczy to, że nie będzie ich można nigdzie kupić, są przecież (niestety) legalne. Apteki,które bez większego problemu będą je sprzedawać powinny być specjalnie oznakowane.
Mam bezpośrednio odniesienie tej sytuacji do swojego zawodu, jestem pielęgniarką operacyjną, jak wiemy aborcja w "szczególnych" warunkach jest w Polsce dozwolona, ponieważ opowiadam się ZAWSZE za życiem - nie wyobrażam sobie, żeby ktoś mógł mnie zmusić - poprzez moją pracę aby w tym uczestniczyła !!!