Łódzki sąd okręgowy uniewinnił b. dyrektora szpitala im. Madurowicza w Łodzi, oskarżonego o zaniedbania, które doprowadziły w 2002 r. do śmierci noworodków w tym szpitalu. Według sądu to pomyłka lekarzy spowodowała, że nie uruchomiono procedur zapobiegających zakażeniom.
Sąd uznał w piątek, że obowiązujące wówczas prawo nie nakładało na dyrektora placówki obowiązków kontrolnych i nadzorczych ws. zakażeń szpitalnych. W ocenie sądu w tym przypadku to pomyłka lekarzy, którzy ocenili zakażenie jako pochodzące od pacjenta, a nie jako zakażenie szpitalne spowodowało, iż nie została uruchomiona cała odpowiednia procedura.
Wyrok nie jest prawomocny. Prokuratura i pełnomocnicy oskarżycieli posiłkowych nie wykluczają apelacji.
Był to drugi proces w tej sprawie; w pierwszym Jacek Suzin (zgadza się na publikację personaliów) został skazany na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata. W ub.r. wyrok ten uchylił jednak Sąd Apelacyjny w Łodzi i sprawa ponownie trafiła do pierwszej instancji.
Śledztwo w tej sprawie wszczęto w 2002 r. po doniesieniach w mediach o zgonie czwórki noworodków zakażonych bakterią klebsiella pneumoniae. Według prokuratury zakażenie spowodowały złe warunki sanitarne na oddziałach położniczym i patologii noworodka; doprowadziło to do wybuchu epidemii. Prokuratura oskarżyła dyrektora szpitala o niedopełnienie obowiązków i umyślne spowodowanie zagrożenia epidemiologicznego, w wyniku którego zmarło na sepsę 17 noworodków urodzonych w tym szpitalu w 2002 roku, a kolejne 73 noworodki zostały zakażone bakteriami, m.in. klebsiella pneumoniae czy coli.
W październiku 2008 r. Sąd Okręgowy w Łodzi uznał dyrektora za winnego niedopełnienia tylko jednego obowiązku z kilku wskazywanych przez prokuraturę i nieumyślnego spowodowania zagrożenia epidemiologicznego. Chodziło o brak wprowadzenia systemu badań, identyfikacji i rejestracji szczepów bakteryjnych, którego wprowadzenie nakładała od początku 2002 r. na dyrektora ustawa o chorobach zakaźnych. Sąd uznał, że następstwem niedopełnienia tego obowiązku była śmierć ośmiorga noworodków. W ocenie sądu, oskarżony był tylko jedną z osób odpowiedzialnych w sprawie, a zaniedbań dopuścił się też ordynator oddziału, który jednak nie został objęty aktem oskarżenia.
Apelację od wyroku wniosły wszystkie strony procesu i sprawa ponownie trafiła na wokandę. W ponownym procesie prokurator domagał się dla oskarżonego kary roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata. Oskarżony od początku nie przyznaje się do winy. Zarówno on jak i obrońca wnosili o uniewinnienie.
Sąd przyznał, że w szpitalu im. Madurowicza w 2002 r. miał miejsce szereg uchybień sanitarnych, których suma doprowadziła do stanu zagrożenia epidemiologicznego. W szpitalu w okrojonym zakresie funkcjonował jednak system w zakresie monitorowania zakażeń szpitalnych.
Zdaniem sądu obowiązująca wówczas Ustawa o chorobach zakaźnych i zakażeniach z 2001 r. nie przewidywała obowiązków kontrolnych i nadzorczych dyrektora szpitala, a jedynie konieczność powołania zespołu czy komitetu ds. zakażeń szpitalnych.
W ocenie sądu w tym systemie wiodącą rolę odgrywał lekarz opiekujący się danym pacjentem. "To na nim spoczywał obowiązek rozpoznania zakażenia czy szpitalnego, pochodzącego od pacjenta, czy niesklasyfikowanego i w zależności od jego diagnozy cały system był uruchamiany. W tym przypadku lekarze pomylili się, ocenili to zakażenie nie jako zakażenie szpitalne, tylko pochodzące od pacjenta" - mówiła sędzia Ewa Kabzińska.
Opierając się na opinii biegłych, sąd ocenił, że gdyby lekarze postawili prawidłową diagnozę, to wówczas istniała szansa, aby nie dopuścić do zakażenia i stanu zagrożenia epidemiologicznego.
Sąd podkreślił, że ustawa z 2001 r. była "niedoróbką legislacyjną" i nowa ustawa z 2008 r. uszczelniła system przeciwdziałania zakażeniom szpitalnym i wprowadziła szereg obowiązków o charakterze nadzorczym i kontrolnym w stosunku do dyrektorów placówek. Zdaniem sądu na gruncie ustawy z 2001 r. nie można było postawić Suzinowi zarzutów, jakie postawione są w akcie oskarżenia, bowiem odwoływała się ona do obowiązujących standardów postępowania medycznego, tj. "Praktycznych zasad kontroli zakażeń szpitalnych".
"Nie można stawiać oskarżonemu zarzutu, że nie dopełnił jakichkolwiek obowiązków, które spisane były w +Praktycznych zasadach kontroli zakażeń szpitalnych", dlatego że obowiązki te nie miały mocy aktu prawnego" - mówiła sędzia.
Niezależnie od tego, w tych zasadach na dyrektorze nie spoczywały obowiązki kontrolne. "Nie jego rolą było chodzenie po oddziałach, sprawdzanie, jak wykonywane były wszystkie procedury. Jego rolą było wprowadzenie określonego systemu i system taki funkcjonował, choć w okrojonym zakresie. Ale do tego, żeby funkcjonował w idealnym kształcie, ustawa nie zobowiązywała jeszcze oskarżonego w 2002 roku" - zaznaczyła sędzia.
Jacek Suzin przyznał, że wyrok przyjął z ulgą. "Ten sąd wziął pod uwagę wszystkie okoliczności, które towarzyszyły powstaniu tego zagrożenia i tej tragedii, jaka się zdarzyła w szpitalu Madurowicza i uznał, że przyczyny nie leżały po stronie zaniedbania z mojej strony" - powiedział dziennikarzom. Pytany czy to oznacza, że nie ma winnych w tej sprawie, podkreślił, że "nie on jest od orzekania winy".
"To jest tragedia, która odcisnęła piętno w moim życiu" - dodał prof. Suzin, który został odwołany z funkcji dyrektora szpitala im. Madurowicza w listopadzie 2006 roku; nadal pracuje w tym szpitalu.
W sądzie tym razem nie było matek zmarłych noworodków; niektóre są oskarżycielkami posiłkowymi. Kilka spraw rodziców o odszkodowania zakończyło się kilka lat temu zawarciem ugody i szpital wypłacił im kwoty sięgające ponad 40 tys. zł.
Setki tysięcy najmłodszych żyją dziś na granicy przetrwania.
List do przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen
Widzowie będą go mogli zobaczyć w kinach już od 10 października.