Samolot wylądował "na brzuchu", bez wysuniętego podwozia. Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych opublikowała w czwartek na swojej stronie internetowej wstępny raport dotyczący tego lądowania.
Dokument w każdej z dwóch wersji językowych - polskiej i angielskiej - liczy po 19 stron. Zawiera jedynie ustalenia faktyczne m.in. chronologiczny opis zdarzenia. Nie ma w nim natomiast analiz ani wyników przeprowadzanych przez komisję badań. Jak powiedział PAP wiceprzewodniczący PKBWL Maciej Lasek, ostateczny raport pojawi się najwcześniej za kilka miesięcy.
Już podczas wstępnej inspekcji samolotu komisja stwierdziła, że jeden z bezpieczników w samolocie był wyłączony. Jak pisze komisja, zabezpieczał on kilka systemów samolotu, m.in. zastępczy system wypuszczania podwozia. "Pozycja +wyłączono+ bezpiecznika nie jest rejestrowana ani sygnalizowana przez systemy samolotu" - napisano we wstępnym raporcie.
Gdy samolot podniesiono z płyty lotniska, podłączono zewnętrzne zasilanie oraz wciśnięto bezpiecznik, podwozie się wysunęło - ustaliła komisja. Eksperci nie stwierdzili, by w instalacji alternatywnego systemu wysuwania podwozia wystąpiły przeciążenia. Raport informuje, że trwają testy tego systemu.
Główny układ wysuwania podwozia nie zadziałał, ponieważ z centralnej instalacji hydraulicznej wyciekł płyn. Załoga samolotu - jak zaznaczają eksperci - została o tym poinformowana, m.in. przez pokładowy rejestrator parametrów lotu, i działała zgodnie z procedurą, czyli skonsultowała się z centrum operacyjnym operatora i podjęła decyzję o kontynuowaniu lotu do Warszawy. Sygnalizacja niskiego ciśnienia w instalacji pojawiła się niecałe trzy minuty po starcie z Newark w USA, o godz. 5.22 czasu warszawskiego. Jak napisano w raporcie, wyciek płynu nastąpił w trakcie chowania podwozia i klap po starcie. Miejsce wycieku - uszkodzony przewód hydrauliczny - komisja zlokalizowała dzień po awaryjnym lądowaniu. 4 listopada przewód został zdemontowany, a następnie wysłany do laboratorium amerykańskiej Narodowej Rady Bezpieczeństwa Transportu (National Transportation Safety Board), gdzie ma zostać wykonana ekspertyza.
Komisja stwierdziła ponadto, że w samolocie, podczas przeglądu technicznego przed rejsem, "nie stwierdzono żadnych niesprawności", w tym uniemożliwiających dopuszczenie do lotu. "Członkowie załogi lotniczej oraz pokładowej posiadali stosowne uprawnienia i dopuszczenia do wykonania lotu" - napisano w raporcie.
Wstępny raport potwierdził informacje podawane już wcześniej m.in. przez członków załogi boeinga. W trakcie podejścia do lądowania w Warszawie załoga próbowała wysunąć podwozie metodą alternatywną, jednak bez powodzenia. Samolot został wówczas skierowany do strefy oczekiwania, a Centrum Operacji Powietrznych podjęło decyzję o poderwaniu pary samolotów dyżurnych - F-16 z bazy w Łasku. Piloci wojskowi przekazali boeingowi informację, że podwozie rzeczywiście się nie wysunęło.
Załoga spróbowała wówczas wypuścić podwozie metodą grawitacyjną, co również zakończyło się niepowodzeniem. Ponieważ zapas paliwa się kończył, załoga zdecydowała się na awaryjne lądowanie bez podwozia. Samolot wylądował o godz. 14.39 czasu warszawskiego.
Po lądowaniu pasażerowie i załoga zostali ewakuowani z pokładu. "Ewakuacja została zainicjowana przez personel pokładowy natychmiast po zatrzymaniu się samolotu. (...) Procedura ewakuacji trwała ok. 90 sekund" - stwierdzono w raporcie. Ostatnią ewakuowaną osobą był drugi pilot. Kapitan i szef pokładu pozostali w samolocie do czasu przybycia strażaków. W trakcie ewakuacji nikt nie odniósł obrażeń.
W raporcie wstępnym poinformowano też, że komisja, w celu potwierdzenia roli bezpiecznika, który - jak stwierdzono - był wyłączony, przeprowadzono testy na dwóch boeingach 767-300 ER należących do PLL Lot. Raport nie informuje jednak o wynikach tych badań.
Wiceprzewodniczący PKBWL Maciej Lasek powiedział PAP, że komisja dalej będzie pracowała przy badaniu awaryjnego lądowania boeinga. "Mamy zaplanowany szereg ekspertyz i analiz do wykonania, w tym analizy zapisów wideo dot. samego lądowania i pracy służb na lotnisku. Raport końcowy będzie gotowy co najmniej za kilka lub nawet za kilkanaście miesięcy" - powiedział Lasek.
Rośnie zagrożenie dla miejscowego ekosystemu i potencjalnie - dla globalnego systemu obiegu węgla.
W lokalach mieszkalnych obowiązek montażu czujek wejdzie w życie 1 stycznia 2030 r. Ale...
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.