Krwawe zamachy w Iraku są dowodem bezlitosnej walki o władzę, jaką prowadzą przywódcy polityczni i największe tamtejsze partie. Nikt nie myśli o przyszłości Irakijczyków i dobru wspólnym narodu.
W ten sposób chaldejski arcybiskup Kirkuku Louis Sako skomentował falę krwawych zamachów, które wstrząsnęły wczoraj Irakiem. Obserwatorzy podkreślają, że to, co się wydarzyło, może zepchnąć kraj na krawędź kolejnej wojny domowej.
Szacuje się, że w wyniku wybuchu kilkunastu samochodów-pułapek zginęło co najmniej 80 osób, a trzy razy tyle odniosło obrażenia. Atakowani byli głównie muzułmanie szyici, którzy brali udział w tradycyjnych procesjach z okazji rocznicy śmierci średniowiecznego imama Musy al-Kadima. Bomby zdetonowano w całym kraju także przed restauracjami, w których spotykają się policjanci.
Arcybiskup Kirkuku podkreśla, że sytuację w Iraku destabilizuje także konflikt w Syrii i innych krajach borykających się ze skutkami arabskiej wiosny. „Odnosi się wrażenie, że każdy próbuje ugrać coś dla siebie, nie przejmując się zupełnie tym, jaki los czeka Irakijczyków. Rozgrywki polityczne i osłabienie władzy powodują coraz większy brak bezpieczeństwa” – podkreśla abp Sako. Analitycy przypominają, że wczorajsze zamachy były najbardziej krwawymi odkąd Irak opuściły wojska amerykańskie.
Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.
W niektórych miejscach wciąż słychać odgłosy walk - poinformowała agencja AFP.
Wedle oczekiwań weźmie w nich udział 25 tys. młodych Polaków.
Kraje rozwijające się skrytykowały wynik szczytu, szefowa KE przyjęła go z zadowoleniem
Sejmik woj. śląskiego ustanowił 2025 r. Rokiem Tragedii Górnośląskiej.