Z wielu wypowiedzi wynika, że termin nowa ewangelizacja stał się hitem. Dlatego musimy uważać, żeby nie przerodził się w hasło propagandowe – twierdzi w rozmowie z KAI kard. Kazimierz Nycz.
Gdzie będą oni działać?
– Miejscem, skąd będą wychodzić ewangelizatorzy i do którego będą przyprowadzać ewangelizowanych, których znajdą w swoich środowiskach, mają być parafie. Powinny się one na to otworzyć. Trzeba zmienić sposób myślenia, powrócić do Ewangelii i powiedzieć jak Pan Jezus: dobry pasterz zostawia 99 owiec i idzie szukać tej jednej, która się zgubiła. Podczas dyskusji z kapłanami słyszę nieraz: „No tak, Księże Kardynale, ale jeśli się nastawimy na szukanie tej jednej owcy, to czy to nie będzie krzywda dla tych 99?”. Ja na to odpowiadam: „Czy to nam się podoba, czy nie, to jest istota Ewangelii. Pan Jezus nakazał szukać tej jednej owcy”. A przecież wiemy, że dzisiaj to nie jest już jedna – to tylko pewien symbol – takich owiec, które się zagubiły, jest bardzo dużo. U podstaw nowej ewangelizacji musi być praca nad zmianą myślenia.
Jak przekonać proboszczów, by poczuli się odpowiedzialni nie tylko za tych, którzy przychodzą na niedzielne msze, ale za wszystkich, którzy mieszkają na terenie ich parafii, także tych, którzy od Kościoła odeszli?
– Dotychczasowe doświadczenia napawają optymizmem. W tegorocznym Wielkim Poście, z inicjatywy abp. Rino Fisichelli, przewodniczącego Papieskiej Rady ds. Krzewienia Nowej Ewangelizacji, wzięliśmy udział w „Misji miasta”. Zaangażowało się kilkanaście ruchów i kilkadziesiąt parafii archidiecezji warszawskiej. Misja szczególnie udała się w środowiskach akademickich, gdzie spotkania o tematyce z pogranicza nauki i wiary przyciągały duże grono uczestników. Powodzeniem cieszyły się też akcje ewangelizacyjne. Gdy pierwszego dnia o godz. 21.00 zatrzymałem się przy grupie ewangelizacyjnej na Krakowskim Przedmieściu, było kilkadziesiąt osób, z których część dołączyła zapewne z ciekawości. I kiedy w niedzielę, na zakończenie „Misji miasta” jechałem do kościoła św. Anny myśląc, że jak uda się tam zebrać pięćset osób, to będą bardzo zadowolony, ku mojemu zdziwieniu okazało, że ludzi jest tyle, co na Bożym Ciele. Wysłuchali koncertu i świadectw, potem, na adoracji, ta liczba się zmniejszyła. Nic dziwnego, ta forma modlitwy jest jeszcze za wysokim C dla tych, którzy dopiero szukają swego miejsca w Kościele.
Czy nie należałoby takich akcji organizować częściej?
– Akcje mogą tylko wspierać pewien kierunek działania. Mnie się wydaje, że najważniejszą kwestią jest praca nad zmianą mentalności, przestawienie grup działających w parafii na to, żeby nie ograniczali się do tych, którzy już są we wspólnocie Kościoła, ale czerpali największa radość z tego, że znaleźli kogoś, kogo trzeba przyprowadzić do Pana Jezusa.
Są też przeszkody zewnętrzne. Uważam, że nową ewangelizację utrudnia kreowanie w mediach fałszywego obrazu Kościoła, który ma się nijak do tego, co dzieje się w parafiach. Media skupiają się na tym, że biskupi „targują się” z rządem o wysokość podatku kościelnego, że jakiś biskup czy ksiądz powiedział coś, ich zdaniem, nieodpowiedniego. Tymczasem w parafiach prowadzone jest porządne duszpasterstwo i działalność charytatywna, działa mnóstwo grup i stowarzyszeń, gdzie ludzie są formowani do dojrzałego chrześcijaństwa. To jest prawdziwy obraz Kościoła, zupełnie nieobecny w mediach, lansuje się natomiast wizerunek, który od niego odpycha. Znam ludzi, którzy odeszli do Kościoła dlatego, że biskupi – ich zdaniem – „gadają głupoty”.
– Dotykamy problemu bardzo istotnego. Zgadzam się z tym, że Kościół przeżywany w parafiach i w innych wspólnotach, a jest ich przecież bardzo dużo, ma się nijak do tego, o którym się mówi, czy pokazuje w niektórych mediach. Zapewne niewiele – poza chrześcijańskim świadectwem – możemy zrobić, aby to zmienić. Po prostu trzeba robić swoje, tam gdzie jesteśmy posłani. Duże znaczenie mają tu do spełnienia media katolickie. Powinniśmy być święcie przekonani, że wszyscy jesteśmy Kościołem i nie ma w Kościele podziału na czynnych i biernych, na tych co dają i biorą, na szafarzy i na odbiorców. Wszyscy jesteśmy powołani, żeby dać świadectwo Ewangelii, bo po to jest potrzebny Chrystusowi Kościół, żeby ludzi prowadził drogą Ewangelii do zbawienia. Osobiście staram się, kiedy mi przyjdzie wypowiadać się na trudne tematy, np. Funduszu Kościelnego, nie robić z tego wielkiego problemu, który w gruncie rzeczy jest nieistotny z punktu widzenia całej misji Kościoła. Nie można tego typu problemów przedstawiać tak, jakby walił się nam cały świat. Muszę jednak zaznaczyć, że jest szereg mediów, np. radio publiczne, czy niektóre programy telewizyjne, które starają się pokazywać Kościół z właściwej strony.
Czy nie istnieje niebezpieczeństwo, że angażując się w nową ewangelizację zaniedbamy przychodzących systematycznie do kościoła, którzy także potrzebują pogłębienia wiary?
– Zbyt długo w Polsce żyliśmy świadomością Kościoła, w którym rzekomo nie było odchodzących. Wszyscy prowadzili dzieci do I Komunii, utwierdzała nas w tym także katechizacja w szkole. Jeżeli w Polsce przeciętna dzieci uczestniczących w katechizacji wynosi 90% i nawet w Warszawie 90% rodziców doprowadza dzieci do I Komunii, to może uspokajać. Wtedy nie zwraca się uwagi na tych, którzy są na zewnątrz, gdyż koncentrujemy się na tych, których mamy. Tu nie ma złej woli ze strony księży czy świeckich. To kwestia panującego od dziesiątków lat przekonania, że w Polsce jest pod tym względem dobrze. Tymczasem opublikowane niedawno przez Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego wyniki badań świadczą o „pełzającej laicyzacji”. Wskaźnik „dominicantes” w ostatnich dwudziestu kilku latach oscyluje wokół 40 proc. Ale nawet jeśli weźmiemy pod uwagę przodującą pod tym względem archidiecezję przemyską, gdzie wskaźnik jest dwukrotnie wyższy od przeciętnej, to te 20 %, które tam nie chodzi do kościoła na niedzielną mszę jest także poważną liczbą. Mamy kogo szukać!
Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.
W niektórych miejscach wciąż słychać odgłosy walk - poinformowała agencja AFP.
Wedle oczekiwań weźmie w nich udział 25 tys. młodych Polaków.
Kraje rozwijające się skrytykowały wynik szczytu, szefowa KE przyjęła go z zadowoleniem
Sejmik woj. śląskiego ustanowił 2025 r. Rokiem Tragedii Górnośląskiej.
Z dala od tłumów oblegających najbardziej znane zabytki i miejsca.