- Jeszcze w Moskwie minister Kopacz powiedziała nam kategorycznie, że po powrocie do Polski trumny pod żadnym pozorem nie będą mogły być otwierane. Zapewniła przy tym, że w sekcjach dokonanych w Rosji biorą udział polscy prokuratorzy i lekarze. Uwierzyliśmy wtedy, że mamy wsparcie najwyższych polskich władz. – mówi dla serwisu Gosc.pl Andrzej Melak, którego brat zginął w katastrofie smoleńskiej.
- Ministrowie Kopacz i Arabski byli w tym czasie najwyższymi przedstawicielami władz obecnymi w Moskwie – dodaje. – My, bliscy ofiar, byliśmy w wielkim szoku. To zrozumiałe, że w traumie zaufaliśmy słowom minister. Takie wsparcie było nam potrzebne. Niestety zawiedliśmy się na nich.
Melak nie kryje swojego oburzenia tym, że prokuratura nie zareagowała w żaden sposób:
- Wszyscy bliscy ofiar byli w szoku. Ale prokuratorzy, minister, urzędnicy? Oni nie mogą zasłaniać się traumą. Powinni zlecić ponowne otwarcie trumien i wykonanie w Polsce sekcji zwłok. Takie czynności były potrzebne, aby wyjaśnić zdarzenie, były potrzebne w celach procesowych. Prokurator musi działać trzeźwo. Emocje go nie usprawiedliwiają. My – rodziny ofiar – mogliśmy uwierzyć pani Kopacz, ale prokuratura nie miała takiego prawa. Prokuratura jest od tego, żeby badać fakty, a nie wierzyć na słowo.
Po ekshumacji ciała znajdującego się w grobie Anny Walentynowicz, 25 września prokuratura ogłosiła, że znajdujące się w trumnie ciało nie należy do legendarnej działaczki solidarności. Prokuratura już zapowiedziała kolejne cztery ekshumacje. Marszałek Ewa Kopacz podczas konferencji prasowej 26 września, pytana, czy przekazywała w Rosji rodzinom ofiar informację o zakazie otwierania trumien, odpowiedziała: "Wręcz przeciwnie, jedyną rzeczą, o której informowałam to taka, żeby się nie spieszyli, stąd m.in. 21 ciał, które przyjechały po rozpoznaniu genetycznym, a nie po rozpoznaniu przez osoby, które tam były".
Osoby zatrudnione za granicą otrzymały 30 dni na powrót do Ameryki na koszt rządu.
Nie zapadła jeszcze decyzja dotycząca niedzielnej modlitwy Anioł Pański.