Mecz eliminacji mistrzostw świata Polska - Anglia miał się rozpocząć o godz. 21.00., ale się nie odbył. Przesunięto go na środę o godz. 17.00. Ulewny deszcz spowodował że murawa była całkowicie nasiąknięta wodą.
Po raz pierwszy sędziowie wizytowali boisko na 40 minut przed planowanym pierwszym gwizdkiem i nakazali piłkarzom obu zespołów zejść do szatni. Drugiej inspekcji dokonali o godz. 21.00, kolejnej - o godz. 21.45.
Zniecierpliwieni kibice zaczęli gwizdać coraz głośniej. Z trybun słychać było również donośne okrzyki "złodzieje, złodzieje!". Część fanów opuściła trybuny. Inni próbowali urozmaicać sobie czas, m.in. rzucając na boisko papierowe samolociki. Wręcz owacyjnie przyjęto wtargnięcie na murawę dwóch kibiców, za którymi ruszyli w pościg pracownicy ochrony. Przy aplauzie publiczności kibice przebiegli kilkanaście metrów, m.in. nurkując jak nieraz piłkarze po zdobyciu bramki. Efektowny pościg, podczas którego nie zabrakło efektownych wywrotek, zakończył się ujęciem i wyprowadzeniem niesfornych fanów.
Na jednym z sektorów rozłożono wielką biało-czerwoną sektorówkę, która miała się pokazać na trybunach podczas drugiej połowy spotkania.
"Zgodnie z informacją od organizatora meczu Polska - Anglia, Polskiego Związku Piłki Nożnej, żadna ze stron spotkania nie chciała grać przy zamkniętym dachu. Na jego zasunięcie muszą zgodzić się delegat meczu, obserwatorzy i obie drużyny. Nikt nie chciał jednak takiego rozwiązania" - napisano w oficjalnym oświadczeniu przesłanym PAP.
Pojawiły się też informacje, że późniejsze zamknięcie dachu nie jest możliwe, bo mogłoby to spowodować niebezpieczeństwo dla kibiców. Polsat Sport, powołując się na byłego szefa Narodowego Centrum Sportu Rafała Kaplera, podaje, że zamknięcie dachu przy padającym deszczu (może nie tak silnym?) było ćwiczone, jest bezpieczne i trwa 12 minut.
Okazało się też, że na obiekcie wybudowanym za prawie dwa miliardy złotych nie ma drenażu. Rzeczniczka PZPN Agnieszka Olejkowska powiedziała podczas konferencji prasowej, że mimo to murawę da się osuszyć w pół godziny przy pomocy specjalnych urządzeń. Warunkiem ich uruchomienia jest jednak zamknięcie dachu. Decyzją delegata FIFA, miało to nastąpić najszybciej, jak to możliwe i w rzeczywistości stało się około północy.
Charakteryzujący się ironią i subtelną złośliwością wyspiarski humor towarzyszył relacjom na żywo w brytyjskich mediach.
"Na zmoczonej murawie trener Roy Hodgson kopnął piłkę najmocniej jak umiał. Przeleciała trzy metry. Jak już wspominałem, Stadion Narodowy ma rozsuwany dach. Niestety, nie można go zamknąć, bo - i ja tego nie zmyśliłem! - +za bardzo pada+. To wszystko jest komiczne" - napisał Barry Glendenning z gazety "The Guardian".
"Wiemy od organizatorów, że na boisku jest specjalny system, który pozwala na osuszenie murawy w pół godziny. Robi wrażenie, prawda? Szkoda tylko, że żeby ten system działał, trzeba najpierw zasunąć dach, a na to nie pozwalają opady. Jeśli czytasz tę relację tylko dlatego, że twoja żona albo dziewczyna chciała w tym czasie oglądać coś innego w telewizji, to nie musisz żywić do niej urazu" - dodał później reporter.
W mediach mówiono także o postawie obserwatorów FIFA i sędziów. "Dach jest cały czas otwarty, a sędzia po raz kolejny wyszedł z tunelu, żeby porzucać piłką po boisku i przekonać się, czy się będzie odbijać albo toczyć. Po co to robi? To oczywiste, że murawa jest w dużo gorszym stanie niż jak ten +klaun+ co ostatnio sprawdzał. Za każdym razem, jak piłka przykleja się do murawy, kibice wiwatują" - relacjonowano.
W miarę upływu czasu, komunikaty coraz rzadziej dotyczyły strony sportowej wtorkowego wydarzenia. "A teraz organizatorzy sami proszą się o zamieszki. Na stadionie puszczono utwór z repertuaru U2 pod tytułem... +Beautiful Day+ (piękny dzień - PAP)" - mówił kolejny wpis.
"To już jest istny Monty Python. Sędziowie znowu wyszli na murawę z piłką, a ta - nie uwierzycie! - wsiąka w murawę jeszcze bardziej, niż wcześniej. Oni obrażają naszą inteligencję. Jeśli pół godziny temu było źle, a od tego czasu cały czas padało, to czego oni oczekują?" - denerwowali się spikerzy w brytyjskim BBC Radio Five.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.