W Krakowie odbywają się dni kultury gejów i lesbijek "Kultura dla tolerancji". Festiwal, w trakcie którego zaplanowano "Marsz Tolerancji", budzi wiele kontrowersji.
- Takie demonstracje są w pewnym sensie nieuniknione - powiedział KAI ks. Mieczysław Kożuch, jezuita, związany z lubelską grupą "Odwaga". Podkreśla on, że zadaniem katolików jest przede wszystkim mówić prawdę o homoseksualizmie. Początkowo "Marsz Tolerancji" miał się odbyć tego samego dnia, co tradycyjna procesja z Wawelu na Skałkę z relikwiami św. Stanisława a więc 9 maja. Ostatecznie jednak organizatorzy imprezy "Kultura dla tolerancji" zmienili termin parady na 7 maja. - Musimy na takie akcje mądrze reagować - mówi o ks. Mieczysław Kożuch. Mądra reakcja to nie agresja czy próby poniżania osób homoseksualnych. Takie zachowania "napędzają" bowiem przekonanie środowisk gejowskich o ich prześladowaniu - mówi ksiądz. Psycholog i psychoterapeuta, związany z lubelską grupą "Odwaga", która stara się pomagać homoseksualistom zwraca uwagę, że parady środowisk homoseksualnych w pewnym sensie są nieuniknione, ponieważ organizują je ci, którzy chcą pewne idee "przepchać". - Tych ludzi trzeba kochać, co nie znaczy zgadzać się z nimi. Z naszej katolickiej strony musimy mówić prawdę o homoseksualizmie - stwierdza ks. Kożuch. Jezuita podkreśla, że w całej sprawie najważniejszy jest szacunek. - Należy nawzajem się szanować, ale i reagować z tym tylko zastrzeżeniem, aby była to reakcja spokojna, nie zgadzając się jednocześnie merytorycznie - mówi. Faktem jest, przyznaje jezuita, że nie zawsze heteroseksualiści dobrze zachowują się względem gejów i lesbijek, ale to nie upoważnia do agresywnych zachowań środowisk gejowskich. Zdaniem zakonnika tego typu parady są bardzo niebezpieczne szczególnie dla młodzieży, propagują bowiem pewien styl życia, powodując u młodych "wiele wewnętrznego zamieszania". Jednak, dodaje, w żaden sposób nie wolno ich zabronić. Środowiska homoseksualne są agresywne przede wszystkim dlatego, iż wewnętrznie są to ludzie bardzo niepewni siebie, uważając, że koniecznie muszą się bronić przed heteroseksualistami - mówi ks. Kożuch. Dr Mirosława Grabowska, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego uważa, że marsze tolerancji zdejmują ze środowiska homoseksualnego część społecznego odium, w tym sensie, iż pokazują jego istnienie. - Po takich wydarzeniach trudno udawać, że problem nie istnieje - mówi. Jej zdaniem uczestnicy parad gejowskich stawiają sobie za cel oswojenie społeczeństwa ze swoim istnieniem. - W Polsce mamy do czynienia z pewnym stereotypem homoseksualisty czy lesbijski, obraz ten jest zdecydowanie negatywny - uważa socjolog. Dr Grabowska podkreśla, że jeśli demonstracja nie ma za zadanie "atakować i szokować", np. wyuzdanym strojem, to należy dopuścić do jej zorganizowania. Jej zdaniem próba zorganizowania marszu w tym samym czasie, gdy odbywa się tradycyjna procesja z Wawelu na Skałkę, musiała spowodować ostrą reakcję. - Homoseksualiści domagają się szacunku w sferze publicznej, ale jednocześnie muszą uszanować prawo do przeciwstawiania się tego typu zachowaniom - dodaje. Redaktor naczelny "Tygodnika Powszechnego" ks. Adam Boniecki podkreśla, że istnieje konstytucyjne prawo, które pozwala na swobodę obywateli w organizacji marszów i manifestacji. - Ewentualny zakaz prowadził by do zwiększenia napięcia - powiedział KAI ks. Boniecki. - Zastanawiam się czy marsz jest skutecznym sposobem budzenia w społeczeństwie tolerancji, albo czy różne akcje, podejmowane w celu utrudnienia organizacji parady, nie przynoszą skutku przeciwnego - dodał szef "Tygodnika Powszechnego". Gdyby wokół całej sprawy nie było hałasu, problem "Marszu Tolerancji" nie pojawiłby się w mediach - dodaje. Ks. Boniecki przyznał, że gejowskie parady nie budzą pozytywnych skojarzeń, często godzą bowiem w poczucie estetyki życia społecznego i stanowią agresywne wystąpienie przeciwko Kościołowi. Nasza reakcja powinna być "przepełniona dystansem", "nie można dać się sprowokować" - uważa.
"Franciszek jest przytomny, ale bardziej cierpiał niż poprzedniego dnia."
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Osoby zatrudnione za granicą otrzymały 30 dni na powrót do Ameryki na koszt rządu.