Jeszcze niedawno wydawało się, że Parafia świętego Jana Jerozolimskiego za Murami w Poznaniu jest bliska otrzymania od miasta odszkodowania za zabraną ziemię - informuje Rzeczpospolita.
Zmieniły się władze miasta. Po dwóch kadencjach Kaczmarka prezydentem został jego bliski współpracownik Ryszard Grobelny. W sprawie Malty impas pozostał. - Pełnomocnik parafii prosił kilka razy o spotkanie z panem Grobelnym, żeby zażegnać konflikt, ale na próżno - żali się proboszcz Królak. Po kilku latach procesowania się Sąd Okręgowy w Poznaniu uznał w końcu racje parafii i nakazał miastu oddać kościelną ziemię. Miasto miało też zapłacić parafii ponad 2,7 mln złotych odszkodowania za bezumowne korzystanie z gruntów. Miasto odwołało się do Sądu Apelacyjnego. Ten zaś poprosił o pomoc Sąd Najwyższy. Nie było jak dojechać W urzędzie miasta o konflikcie nikt rozmawiać nie chce. Zgodzono się tylko odpowiedzieć na pisemne pytania. Zarząd Geodezji i Katastru Miejskiego twierdzi, że winę za to, iż sprawy nie załatwiono polubownie, ponosi parafia "wskutek nieprzyjęcia propozycji wykupu, a potem zamiany gruntów i braku woli (...) jakichkolwiek ustępstw finansowych w przedmiocie żądania zapłaty za korzystanie z tych gruntów, będących ogólnie dostępnymi terenami rekreacyjnymi". - Nie chcemy pozbawiać poznaniaków terenów rekreacyjnych. Chcemy tylko uregulowania prawa, które jest po naszej stronie - odpowiada proboszcz. Przypomina sobie, że miasto proponowało parafii trzy działki zamienne. Dwie nie miały uregulowanego prawa własności, a do trzeciej nie było dojazdu. - Więc zrezygnowaliśmy - mówi. - Innym zaś razem dostaliśmy pismo, że byłoby najlepiej, gdybyśmy rozważyli możliwość nieodpłatnego przekazania miastu naszych gruntów - opowiada dalej ksiądz Królak. - Niech pan to zapisze w cudzysłowie, bo znam ten dokument na pamięć - proboszcz nie kryje irytacji. - Odpisałem im, że oczekuję merytorycznej odpowiedzi - dodaje. Miejscy prawnicy podważają powoływanie się parafii na wpis do księgi wieczystej. Zarząd Geodezji i Katastru twierdzi, że zapis ten "podobnie jak każdy inny wpis prawa własności do ksiąg wieczystych, wprowadza jedynie domniemanie zgodności z rzeczywistym stanem prawnym". Miasto powołuje się na dekret wywłaszczeniowy z 1953 roku, kiedy to państwo przejęło parafialną ziemię, i na prawo wodne z 1962 roku. Stanowiło ono, że grunty pod wodami płynącymi przechodzą "z urzędu" na Skarb Państwa. Ksiądz Królak: - Przecież sąd już dawno uznał, że wywłaszczenia nie było. Marcin Libicki: - Powoływanie się na dekret stalinowski jest smutne i żałosne. O tym, jak interpretować prawo wodne sprzed ponad 40 lat w przypadku Jeziora Maltańskiego, miał ostatecznie rozstrzygnąć Sąd Najwyższy. Dla Sądu Apelacyjnego sprawa nie była jasna. - Tutaj samo państwo poprzez swoją ingerencję, czyli sztuczne spiętrzenie wód, zalało cudzy teren - tłumaczył swoje wątpliwości sędzia.
Wyniki najnowszych badań powinny zostać ogłoszone pod wieczór.
Atakujący przejęli kontrolę nad portfelem cyfrowej monety Ether.
Prosi, by we wszystkich parafiach podczas Mszy odmawiane były dwie modlitwy.