Po wystąpieniu grupy SLD-owskich senatorów z projektem ustawy o legalizacji związków homoseksualnych pojawiła się kolejna próba wsączania w świadomość polskiego społeczeństwa opinii pozostających w jaskrawej sprzeczności z uznanymi powszechnie zasadami chrześcijańskiej moralności - napisał w Nszym Dzienniku ks. prof. Tadeusz Ślipko SI.
Fikcyjny charakter danych faktograficznych rzutuje ujemnie na naukowe kompetencje dr. Hartmana, nie dotyka natomiast tego, co określa najgłębszy sens i moralną doniosłość tej kategorii działań, które ogarniamy ogólnym mianem eutanazji. W samym centrum tych działań znajduje się bowiem człowiek, którego rangi w obszarze widzialnego stworzenia nikt, nawet po stronie materialistycznie zorientowanej części społeczeństwa, nie kwestionuje. W takim zaś ustawieniu zagadnienia rzeczowe naświetlenie eutanazji zakłada dwa warunki: po pierwsze - precyzyjne określenie, jak należy rozumieć działania eutanatyczne we właściwym tego słowa znaczeniu, po drugie zaś - równie niedwuznaczne określenie, na czym polega moralny status człowieka. Działania eutanatyczne Spełnienie pierwszego z tych warunków stanowi równocześnie sprostowanie wysuniętej przez dr. Hartmana sugestii, że "w praktyce nie ma zwykle ostrych granic pomiędzy zaprzestaniem uporczywej terapii paliatywnej a umyślnym skróceniem cierpień chorego" (s. 22, k. 4). Stwierdzenie pozostaje w wyraźnej niezgodzie z historią omawianego pojęcia. Nie jest trudno dowieść, że omawiany typ działań stanowi od dawna przedmiot metodycznych analiz, które doprowadziły do niezbędnych w tym względzie uściśleń[2]. W granicznych sytuacjach ludzkiego życia mogą się przydarzyć pewne nietypowe przypadki i związane z tym kłopoty z bezdyskusyjnym rozszyfrowaniem właściwej im sprawczości. To jednak nie przekreśla możliwości ustalenia prawideł, które pozwalają wyodrębnić w omawianej materii dwie podstawowe kategorie działań. Istotną rolę pełni tu rozeznanie, czy dane działania mają charakter czynności bezpośrednio śmierciosprawczych, czy też przyspieszających śmierć na zasadzie ubocznych skutków środków znieczulających, zwanych też analgetykami. W głębsze dociekania na ten temat niepodobna wdawać się w niniejszym artykule. Jednak już na podstawie tego, co zostało powiedziane, widać, że wbrew temu, co dr Hartman stwierdza w zacytowanym wyżej zdaniu, również w praktycznym postępowaniu zarówno fachowych medyków, jak też postronnych osób działające podmioty są zdolne rozeznać, czy dokonują aktu "umyślnego skrócenia cierpień" chorego, podejmując akt bezpośrednio śmierciosprawczy, czy też świadczą mu akt posługi, chociażby nawet w pewnych uzasadnionych przypadkach czynił to, stosując środki ubocznie przyspieszające moment zgonu. Etyka chrześcijańska, opierając się na tym rozróżnieniu, działania bezpośrednio śmierciosprawcze uznaje za eutanazję we właściwym tego słowa znaczeniu i ocenia je jako moralnie wewnętrznie - a więc nieuleczalnie - złe i na tej podstawie zawsze zakazane. Natomiast wszelkiego rodzaju środki analgetyczne ubocznie przyspieszające zgon, przy zachowaniu przez podmiot działający dobrej intencji, właśnie z uwagi na ten ich uboczny charakter sprowadza do odrębnej kategorii "posługi dla umierających"[3]. W tej kwestii dr Hartman niestety nie ma nic do powiedzenia. Posługując się aparaturą pojęciową opartą na czysto zewnętrznych podobieństwach, te dwa odmienne typy działań sprowadza do wspólnego mianownika "działań eutanatycznych", w których niepodobna jednoznacznie rozstrzygać, "gdzie się zaczyna i kończy eutanazja" (s. 25, k. 1). W wywołanym wskutek tego chaosie pojęciowym za jedyne rozwiązanie problemu granicznej degradacji człowieka uznaje legalizację eutanazji, oczywiście obwarowaną surowymi ograniczeniami i zakazami celem uniknięcia ewentualnych nadużyć. Autor nie zdaje sobie jednak sprawy z tego, że wchodzi tym samym na grunt jeszcze bardziej grząski aniżeli ten, który chce umocnić. Z dużą bowiem pewnością siebie twierdzi, że "bezwarunkowa kryminalizacja eutanazji spycha ją do podziemia i sprzyja jej rozprzestrzenieniu" (s. 22, k. 2). Niewątpliwie spycha do podziemia, ale czy sprzyja jej rozprzestrzenieniu, można wątpić. Autor swoim obyczajem nie podaje w tej sprawie żadnych udokumentowanych danych, na podstawie zaś potocznego doświadczenia można powiedzieć, że zdarzają się tego rodzaju kryminalne przypadki, ale nie tworzą zauważalnej kategorii społecznej patologii.
Rośnie zagrożenie dla miejscowego ekosystemu i potencjalnie - dla globalnego systemu obiegu węgla.
W lokalach mieszkalnych obowiązek montażu czujek wejdzie w życie 1 stycznia 2030 r. Ale...
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.