Po wystąpieniu grupy SLD-owskich senatorów z projektem ustawy o legalizacji związków homoseksualnych pojawiła się kolejna próba wsączania w świadomość polskiego społeczeństwa opinii pozostających w jaskrawej sprzeczności z uznanymi powszechnie zasadami chrześcijańskiej moralności - napisał w Nszym Dzienniku ks. prof. Tadeusz Ślipko SI.
Załóżmy jednak, że tak się rzeczy mają, jak je autor przedstawia, i zapytajmy, dlaczego "bezwarunkowa kryminalizacja" okazuje się bezsilna wobec naporu antyludzkich tendencji eutanatycznych, a "warunkowa kryminalizacja", obwarowana "surowymi ograniczeniami", a więc prawnymi zakazami, ma działać skutecznie "w utrwalaniu (w tej dziedzinie - T.Ś.) stosunków uczciwych i praworządnych" (s. 25, k. 5). Z większym niż u dr. Hartmana poczuciem realizmu można przewidywać, że legalizacja eutanazji mogłaby uaktywnić te siły, które dziś utrudniają funkcjonowanie "bezwarunkowej kryminalizacji", i w ostatecznych efektach zniwelowałaby ograniczenia "warunkowej kryminalizacji". Ostatecznie brutalne zabijanie przestałoby być pogwałceniem prawa, natomiast stałoby się zbrodnią dokonywaną w majestacie prawa. Pierwsze tego jaskółki już się w Holandii odezwały[4]. Mimo wszystko dotychczasowy krytyczny dyskurs nad apologią postulatu zalegalizowania ograniczonej eutanazji miał na uwadze raczej wtórne aspekty proeutanatycznej propagandy w ujęciu dr. Hartmana. Punkt ciężkości nie kryje się w prawnych regulacjach, ale sięga znacznie głębiej. Chcąc do niego dotrzeć, trzeba znowu przebić się przez grubą warstwę arbitralnych uogólnień dr. Hartmana. Głosi on mianowicie, że upowszechniające się w społeczeństwie - w tym także wśród katolików - opinie o dopuszczalności czy wręcz o prawie do samobójstwa doprowadziły do wytworzenia się "pewnego usankcjonowanego tradycją ładu moralnego". Gołosłowny charakter tych sugestii pozwala ograniczyć się do krótkiej konstatacji, że praktyka społeczna nie stanowi żadnej moralnotwórczej siły, szczególnie zaś, kiedy chodzi o podstawowe zasady moralne, których przedmiotem są wysokiej rangi wartości moralne, do jakich niewątpliwie należy życie ludzkie. Obowiązujący w kategorii osób ład moralny wyłania się z innych źródeł, z pojęcia człowieka rozpatrywanego w najgłębszym sensie jego człowieczeństwa. Dopiero na tle autentycznego rozumienia tego człowieczeństwa można dochodzić do wniosku, w jakim stopniu zostaje ono uszanowane bądź pohańbione w akcie eutanazji. Antropologiczne podstawy moralnej oceny eutanazji Problem ten dr Hartman rozstrzyga poprzez odwołanie się do świadectwa doktryn etycznych. Stosuje przy tym metodę nader prostą. Pierwszym krokiem w tym kierunku jest nawiązanie do starożytnej filozofii stoickiej. Autor eksponuje przede wszystkim głoszony przez tę filozofię ideał "dobrej śmierci": celem uniknięcia cierpień lub poniżenia w degradujących człowieka okolicznościach życia w jego mocy leży podjęcie decyzji o dobrowolnym samobójstwie bądź innej formie "łagodnej śmierci", czyli zgoda na akt eutanazji. Ideał ten ze sfery filozoficznych spekulacji przeszedł na teren społecznego życia Greków i Rzymian, dzięki czemu stał się jednym z ideałów ich moralnej świadomości. Wzniosłość tego ideału zachowuje wartość również w naszych czasach. A zatem w imię tych aksjologicznych racji należy zaaprobować postulat legalizacji eutanazji. W zarysowanej przez dr. Hartmana stoickiej apoteozie "dobrej śmierci" kryje się niewątpliwie ziarno prawdy, ale także wiele zafałszowań i bezpodstawnych uproszczeń. Niewątpliwie stoicy głosili ideologię "dobrej śmierci" i zawartej w tej ideologii akceptacji eutanazji. Dla całości obrazu zarysowanego przez dr. Hartmana trzeba uwzględnić również doktrynę Arystotelesa, która do końca antycznego świata wywierała znaczący wpływ na światopoglądową orientację ówczesnego grecko-rzymskiego społeczeństwa. Tego postulatu dr Hartman nie spełnia dla oczywistej zgoła racji: wielki Stagiryta w sprawie samobójstwa zajął stanowisko zdecydowanie negatywne, piętnując samobójstwo jako moralnie złe i niedopuszczalne[5].
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.