W 1983 roku liczba tajnych współpracowników SB wśród duchownych i świeckich związanych z Kościołem przekroczyła 8300 - donosi Rzeczpospolita. [**Porozmawiaj o tym na FORUM :.**][1] [1]: http://forum.wiara.pl
Duchowni decydowali się na współpracę niekoniecznie dla pieniędzy, ale np. dla awansu, jak TW, ksiądz o pseudonimie Wacław, który w 1975 roku skarżył się prowadzącemu go oficerowi, że na Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie odrzucana jest jego habilitacja. Według esbeckich instrukcji werbować należało przede wszystkim duchownych zajmujących jakieś funkcje: dziekanów, pracowników biskupich kurii. Wiejscy proboszczowie potrzebni byli do tego, by sabotować zarządzenia biskupów w parafiach, np. nie odczytywać w całości listów biskupów, nie zakładać w parafii masowych organizacji religijnych. Cennymi współpracownikami byli dla SB popularni i wpływowi kanonicy i prałaci, profesorowie seminariów duchownych i wydziałów teologii, proboszczowie dużych robotniczych parafii. Mieli być agentami - inspiratorami działań pozytywnych z punktu widzenia polityki państwa i partii. We wspomnianym 1977 roku SB miała w kuriach diecezjalnych 119 TW, wśród księży - wykładowców na KUL 24 TW, na ATK - 15, a w seminariach duchownych - 39. Dr Andrzej Grajewski, historyk, podzielił TW w środowisku kościelnym na grupy: urodzony agent, czyli taki, który z punktu widzenia SB doskonale pełnił swoją rolę; wiejski pleban, który był pewien swojej bezkarności w środowisku kościelnym; frustrat, czyli aktywny i ambitny duchowny w konflikcie ze swoimi przełożonymi oraz intelektualista, który wikłał się w gry intelektualne z funkcjonariuszami SB. - Nie można jednej miary przykładać do wszystkich tajnych współpracowników, co jednak nie oznacza, że każdy przypadek znajduje usprawiedliwienie. Zwerbowany ksiądz o pseudonimie Stanisław świadomie wpisał się w system inwigilacji Kościoła, mimo że jego współpraca w porównaniu z wieloma innymi agentami mogła nie mieć wielkiego znaczenia - mówi dr Iwaneczko z rzeszowskiego IPN. Niejedna teczka TW Stanisław miał w IV Wydziale MO w Rzeszowie nie tylko teczkę tajnego współpracownika, ale jak każdy duchowny w Polsce albo kleryk seminarium - teczkę ewidencji operacyjnej księdza, czyli słynny TEOK. Słynny dlatego, że duchowieństwo było w Polsce jedyną grupą społeczną, której każdy członek od 1963 roku miał taką teczkę.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.