Fundamentaliści islamscy Malezji doprowadzili do likwidacji istniejącej tam prawie ćwierć wieku niewielkiej sekty, której głównym przedmiotem czci był wielki czajnik.
31 lipca spychacze zniszczyły przedmiot kultu, a jednocześnie władze wydały zakaz istnienia tej wspólnoty religijnej. Prawie 25 lat temu Ariffin Mohammed, znany powszechnie jako Ayah Pin lub Ojciec Pin, obecnie 65-letni były muzułmanin malezyjski, założył grupę wyznaniową, głoszącą osobliwą wiarę w Królestwo Niebieskie. Łączyła ona elementy islamu i kilku innych religii, m.in. hinduizmu i buddyzmu, z własnymi wyobrażeniami twórcy nt. Boga i zbawienia. W tym czasie sekta zdołała pozyskać ponad tysiąc wyznawców, także spośród muzułmanów, co dla prawowiernych wyznawców islamu jest niedopuszczalne i uważane za zdradę, karaną śmiercią. Gdy próby "nawrócenia" Ayaha nie dały wyniku, do ataku przeszli ekstremiści islamscy i na ich żądanie oddział policji, wyposażony w spychacze, udał się do miasteczka Batu w stanie Terengganu na wschodnim wybrzeżu kraju, gdzie znajdował się główny ośrodek kultu sekty. Zburzono nie tylko wielki czajnik, ale także szereg domów i innych obiektów, służących dotychczas tej grupie. "Musieliśmy go powstrzymać, gdyż łamał świętość islamu, a jego nauczanie zagrażało bezpieczeństwu narodowemu" - powiedział dziennikarzom Abdul Hamid Othman, kierownik spraw islamskich Urzędu Premiera, Abdullaha Badawiego. Miejscowi obrońcy praw człowieka potępili te działania, widząc w nich poważne pogwałcenie podstawowych swobód obywatelskich. Elizabeth Wong, sekretarz generalny Malezyjskiego Stowarzyszenia Praw Człowieka, oświadczyła, że "brutalnie zaatakowano i pobito niewinne osoby, choć nie złamały żadnego prawa". Powstała w połowie lat osiemdziesiątych wspólnota rozwijała się poza kontrolą władz państwowych do 1998 r., gdy jej wyznawcy otworzyli rodzaj parku rozrywki w stylu Disneylandu: z domkami w formie parasola, zdobnymi stateczkami, klasycznymi kolumnami, a pośrodku ustawiono wielki czajnik i obok niego - równie dużą błękitną filiżankę. Ayah Pin zaczął w ten sposób nawracać na swoją wiarę mieszkańców okolicznych wiosek i cudzoziemców. Czajnik, symbolizujący ponowne napełnianie się ludzkości pokojem i błogosławieństwem niebios, stał się przedmiotem czci. "Umarłem w wieku 10 lat i odrodziłem się po 40 dniach; od tamtego czasu umierałem i rodziłem się na nowo jeszcze 17 razy" - mawiał o sobie twórca nowej religii. Będąc wieśniakiem analfabetą opowiadał, że miał różne widzenia we śnie. Jeden z jego uczniów, James Lee wyjaśnił, że Ojciec Pin jest wcieleniem wszystkich bóstw: Siwy, Buddy, Chrystusa i proroka Mahometa. Sprzeciw władz wobec tej wspólnoty religijnej zaczął narastać od połowy czerwca, gdy media bardzo ją rozreklamowały i fundamentaliści przestraszyli się, że ma ona wiernych także wśród muzułmanów. Początkowo nowy kult określono jako "odchylenie", później władze lokalne nakazały jego twórcy zamknięcie jego struktur. Gdy Ayah odrzucił te żądania, 2 lipca policja wtargnęła do ośrodka i aresztowała ponad 50 jego wyznawców. W 17 dni później tłum, podburzony przez ekstremistów, zaatakował i podpalił kilka budynków sekty. 28 lipca aresztowano dalszych jej 50 wiernych, a 31 lipca spychacze dopełniły reszty i z majątku sekty nic nie zostało. Około tysiąca jej zwolenników obecnie ukrywa się w całym kraju. Sam twórca zniknął, pozostawiając 4 żony i 22 dzieci. Jego zwolenników-muzułmanów czeka obecnie sąd islamski, podczas gdy niemuzułmanie są wolni.
Rusza również pilotażowy program przekazywania zasiłków na specjalną kartę płatniczą.
Tornistry trafią do uczniów jednej ze szkół prowadzonych przez misjonarki.
Caritas rozpoczęła zbiórkę na remont Ośrodka dla osób w kryzysie bezdomności w Poznaniu.
"Nikt (nikogo) nie słucha" - powiedział szef sztabu UNFICYP płk Ben Ramsay. "Błąd to kwestia czasu"