Niemiecki Kościół ewangelicki planuje wielkie reformy, by powstrzymać zjawisko pustych świątyń i uratować się przed plajtą - twierdzi Gazeta Wyborcza.
Zakrojonych na tak szeroką skalę działań w dziejach niemieckich Kościołów ewangelickich jeszcze nie było, ale i prognozy nigdy nie były tak złe - napisała GW. Jeśli trend występowania z kościoła się nie odwróci, to w 2030 r. liczba ewangelików w Niemczech zmniejszy się o jedną trzecią. Dziś w 80-milionowym kraju jest ich 25 mln, czyli o prawie jedną piątą mniej niż w momencie zjednoczenia Niemiec. Najbardziej mają ucierpieć parafie w Badenii-Wirtembergii i w dawnym NRD. Gdyby ten scenariusz się sprawdził, dla Kościoła byłaby to katastrofa, ponieważ wraz z odejściem wiernych jeszcze bardziej drastycznie - bo aż o połowę - zmalałyby wpływy z podatku kościelnego. Z badań wynika bowiem, że Kościół najszybciej opuszczą ludzie w wieku produkcyjnym, a więc ci, którzy płacą podatki. A próżnię na religijnej scenie w Niemczech wypełniliby muzułmanie, którzy budują meczety, podczas gdy chrześcijanie zamykają i sprzedają kościoły, bo nikt się w nich nie modli, a parafii nie stać na ich utrzymanie. - Grozi nam to, że nie będziemy w stanie działać - przestrzega biskup Wolfgang Huber, przewodniczący rady Ewangelickiego Kościoła w Niemczech. To właśnie pod jego nadzorem specjalny zespół opracował 120-stronicowy plan reformy pt. "Kościół wolności. Perspektywy dla Kościoła ewangelickiego na XXI wiek". Biskup Huber chce przede wszystkim wywrócić do góry nogami strukturę Kościoła. Dziś w całych Niemczech w ramach Ewangelickiego Kościoła w Niemczech działają 23 Kościoły ewangelickie, reformowane i unitarne. Huber chce, by było ich co najwyżej 12, tak by każdy liczył co najmniej milion członków, a granice ich zasięgu pokrywały się z granicami niemieckich landów. Wówczas udało by się mocno zredukować kościelną biurokrację. Do tego plan przewiduje zmniejszenie liczby proboszczów do 16 tys. - dziś w Niemczech pracuje ich o 6 tys. więcej. Pastorowie mają za to podnosić kwalifikacje i specjalizować się np. w pracy z młodzieżą. Biskup Huber chce też zachęcić wiernych do liczniejszego udziału w nabożeństwach - według ewangelickich statystyk co niedziela w nabożeństwach bierze udział zaledwie 4 proc. wiernych. Huber chce podnieść ten wskaźnik do 10 proc. dzięki uatrakcyjnieniu mszy, chociażby o nowatorską oprawę muzyczną, czy specjalnym imprezom organizowanym w gmachach świątyń. - Kościół musi być otwarty na zewnątrz - dodaje hierarcha, przestrzega przed "zamykaniem się w wieży", zachęca ewangelików do kreatywności. Liczy też na wzrost liczby udzielanych sakramentów. Kościół ewangelicki ma też zarabiać. Według planów duchowni będą zakładać fundacje, inwestować pieniądze, a w parafiach zostanie wprowadzona m.in. "kontrola jakości". Nie zniknie też zbieranie pieniędzy na tacę. Tygodnik "Der Spiegel" przyrównuje pomysły biskupa Hubera do "Agendy 2010"- wylansowanego przez kanclerza Gerharda Schrödera drastycznego programu reform systemu socjalnego. Inne media porównują biskupa do Jürgena Klinsmanna, trenera niemieckiej reprezentacji, która na mundialu niespodziewanie zdobyła brązowy medal. Sam Huber wierzy, że jego plany uda się zrealizować, chociażby dlatego, że w Niemczech "powrót do duchowości" stał się ostatnio bardzo modny. Sęk w tym, że quasi-rewolucyjne pomysły biskupa nie podobają się innym hierarchom, który po fuzji Kościołów stracą posady. Taki los czeka np. Helge Klassohna, zwierzchnika kościoła ewangelickiego w Anhalcie, który choć liczy zaledwie 55 tys. dusz, zażarcie broni swojej niezależności i sprzeciwia się planom Hubera. Podobnie sceptyczny jest Hans Knuth, ewangelicki biskup Szlezwiku. Choć protestują zwierzchnicy małych kościołów, z miejsca widać, że misja reformowania Kościoła ewangelickiego nie będzie łatwa.
Z dala od tłumów oblegających najbardziej znane zabytki i miejsca.
Celem ataku miał być czołowy dowódca Hezbollahu Mohammed Haidar.
Wyniki piątkowych prawyborów ogłosił w sobotę podczas Rady Krajowej PO premier Donald Tusk.
Franciszek będzie pierwszym biskupem Rzymu składającym wizytę na tej francuskiej wyspie.
- ocenił w najnowszej analizie amerykański think tank Instytut Studiów nad Wojną (ISW).