Nie będzie żadnej rozprawy sądowej. W sobotę powinna zapaść decyzja w sprawie kary administracyjnej dla księdza Antoniego Koczki za naruszenie przepisów dotyczących cudzoziemców przebywających na Białorusi - powiedziała Rzeczpospolitej Monika Satkowska z polskiej ambasady w Mińsku.
78-letni polski ksiądz został zatrzymany po tym, jak odprawił mszę w kościele w stolicy Białorusi. Zdaniem milicjantów niezgodne z prawem było odprawienie mszy bez pozwolenia władz. Nie dopełnił też obowiązku meldunkowego - powinien się zameldować w ciągu trzech dni od przekroczenia granicy białoruskiej. Został wypuszczony po wręczeniu mu przez milicję wezwania do sądu. Jednak władze zrezygnowały z wytaczania mu procesu - otrzyma karę pieniężną. Decyzję w sprawie jej wysokości podejmie Wydział Obywatelstwa i Migracji Zarządu Spraw Wewnętrznych Mińska. - Ksiądz Koczko czuje się dobrze, mieszka na plebanii w Mińsku. Regularnie odwiedza go polski konsul, który pójdzie z nim też do Wydziału Obywatelstwa - wyjaśniła Monika Satkowska. Nie wiadomo, czy polski ksiądz będzie mógł pozostać na Białorusi i czy będzie tego chciał. Na wschód od Bugu pracował przez 15 lat, odbudowując kościół we wsi Zamoście. Na Białorusi około połowa księży to cudzoziemcy, pochodzący głównie z Polski. Ze względu na zły stan zdrowia ksiądz Koczko powrócił do kraju i teraz jedynie wyjechał do Mińska z odwiedzinami.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.