Dokumenty z teczki przypisanej ks. Stanisławowi Wielgusowi w świetle obowiązujących przepisów nie są dokumentami jawnymi. Zarówno ich udostępnienie przez Instytut Pamięci Narodowej w takiej postaci, jak i opublikowanie przez "Gazetę Polską" w dniu 4 stycznia br. jest przestępstwem przeciwko ochronie informacji i powinno być ścigane z art. 265 kodeksu karnego - twierdzi Nasz Dziennik.
Przeglądając dokumenty znajdujące się w przypisanej ks. Stanisławowi Wielgusowi teczce, nie sposób nie odnieść wrażenia, że ich opatrywanie pieczątką "JAWNE" dokonywane było nie tylko bez należytej staranności, ale również niezgodnie z rozporządzeniem Prezesa Rady Ministrów z dnia 5 października 2005 roku w sprawie oznaczania materiałów, umieszczania na nich klauzul tajności, a także zmiany klauzuli tajności (DzU z 2005 r. nr 205, poz. 1696). Stwierdza ono wyraźnie, że wypełniona pieczęć "JAWNE" powinna znajdować się w prawym górnym rogu nad skreśloną klauzulą tajności. W zbiorze dokumentów dotyczących ks. Wielgusa, udostępnionych przez IPN, klauzula tajności nie została skreślona na żadnym z nich, a wspomniana pieczęć widnieje na nich po lewej stronie. Może to świadczyć o pośpiechu w opieczętowywaniu tych dokumentów, co potwierdzałoby wysuniętą przez "Nasz Dziennik" tezę, że mikrofilm, na którym znajdowały się kopie dokumentów, fizycznie przekazany został do IPN dopiero pod koniec grudnia 2006 roku. Informację taką zamieściliśmy na łamach "Naszego Dziennika" 4 lipca br. w tekście pt. "Tajemnice IPN". W związku z tym tekstem rzecznik prasowy IPN Andrzej Arseniuk przesłał do redakcji sprostowanie, w którym zaprzeczył informacji, jakoby dokumenty dotyczące ks. Stanisława Wielgusa przechowywane były w zbiorze zastrzeżonym Agencji Wywiadu. Stwierdził natomiast, że "materiały archiwalne dotyczące arcybiskupa Stanisława Wielgusa, włączone zostały do jawnego zasobu archiwalnego Instytutu Pamięci Narodowej za protokołem zdawczo-odbiorczym otrzymując sygnaturę IPN BU 01285/3 w dniu 15 listopada 2002 r. Wspomniane mikrofilmy, o starej sygnaturze J-7207 (sprawa operacyjno-obiektowa b. Departamentu I MSW) przekazał Dyrektor Biura Ewidencji i Archiwum Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Od 2003 roku informacja o tym zbiorze znajdowała się w jawnym inwentarzu w czytelni akt jawnych". Informacja pana Arseniuka wydała się nieścisła. Jak wiadomo, "włączenie" jakichś materiałów do zasobu jawnego nie oznacza bowiem, że w tym zbiorze się znajdowały materiały dostępne dla wszystkich. Zresztą - jak widać powyżej - Andrzej Arseniuk wyraźnie stwierdził, że "od 2003 roku informacja o tym zbiorze znajdowała się w jawnym inwentarzu w czytelni akt jawnych", a nie wspomniany zbiór. Za pomocą poczty elektronicznej zadaliśmy więc rzecznikowi IPN pytanie: gdzie fizycznie przechowywane były mikrofilmy ze wspomnianymi dokumentami. W odpowiedzi Andrzej Arseniuk stwierdził, że mikrofilmy znajdowały się w archiwum Instytutu Pamięci Narodowej. W wywiadzie opublikowanym na łamach "Rzeczpospolitej" 12 stycznia br. prezes IPN Janusz Kurtyka na pytanie Wojciecha Cieśli: "Od kiedy IPN znał materiały dotyczące arcybiskupa Stanisława Wielgusa?", odpowiedział: "Informacje, że są takie materiały, dostaliśmy wiele miesięcy temu. Nikt ich specjalnie nie poszukiwał, nie zbierał materiałów o arcybiskupie. Te dokumenty były powszechnie dostępne dla badaczy w zbiorze jawnym, którego inwentarze dostępne są w czytelni IPN. Wiedzieliśmy o nich. One w żaden sposób nie 'wypłynęły' czy 'przeciekły'. Po prostu leżały w archiwum". Wypowiedź ta tylko w części pokrywa się z tym, co stwierdził rzecznik IPN Andrzej Arseniuk. Warto jednak zwrócić uwagę, że o ile pan Arseniuk mówi o otrzymaniu dokumentów przed niemal 5 latami, Janusz Kurtyka używa w tym kontekście słowa "wiele miesięcy". Patrząc na wszystko powyższe, wypada podtrzymać twierdzenie, które zamieszczone zostało w artykule "Tajemnice IPN", że mikrofilm z dokumentami dotyczącymi ks. Wielgusa nie był przechowywany w zbiorze jawnym archiwum IPN, lecz w zbiorze zastrzeżonym archiwum Agencji Wywiadu. Potwierdzałby to jeszcze jeden fakt. Otóż z uzyskanych przez nas informacji wynika, że na biurko prezydenta RP wspomniane dokumenty dostarczył nie kto inny, tylko gen. Zbigniew Nowek, szef Agencji Wywiadu. Jak ta sprawa wyglądała w rzeczywistości? Wydaje się, że prawdę ujawnić może jedynie rzetelne śledztwo. Bo prezesowi Instytutu Pamięci Narodowej najwyraźniej brak w tej kwestii odwagi - podsumowuje Sebastian Karczewski
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.