Papież - persona non grata

Około 70 studentów i uczonych nobliwej rzymskiej uczelni La Sapienza (powołanej zresztą do życia w XIV wieku przez papieża Bonifacego VIII) uznało, że Benedykt XVI jako “reakcjonista” i “przeciwnik Galileusza” nie jest godny, by przestąpić próg uniwersytetu, w którym wykuwa się nieskrępowana myśl naukowa oraz w której walczy się o wolność słowa i przekonań. Ponieważ atmosfera wrogości nakręcała się coraz bardziej, a antyklerykalne happeningi przybierały na sile, papież postanowił odwołać wizytę. Pewnie nie mógł postąpić inaczej, jeśli nie chciał narazić się na żenujące afronty, których młodzi bojownicy postępu pewnie by mu nie oszczędzili. Zwłaszcza że do zakończenia protestów nie potrafili ich skłonić nawet działacze partii lewicowych. - To zwycięstwo świeckiego fundamentalizmu - komentowali decyzję papieża nieco przerażeni obrotem sprawy włoscy politycy. Protestujący studenci La Sapienzy świętują pewnie teraz swoje zwycięstwo. I nawet jeśli ten incydent zechciałby ktoś uznać za młodzieńczy bunt, to trudno jednak oderwać go od ogólnej atmosfery panującej w Europie. A ta religii nie sprzyja. Chrześcijaństwo ze swoimi zasadami i wartościami przestaje się mieścić w dozwolonych ramach. W zachodniej Europie coraz częściej publiczne przyznawanie się do wiary uważane jest za faux pas. Wobec przedstawicieli Kościoła nie stosuje się nawet reguł dobrego wychowania. A ludzie przywiązani do tradycji wciąż nie znaleźli sposobu, jak radzić sobie z narastającym radykalizmem swoich przeciwników.