Byłe betanki z Kazimierza Dolnego, które przez pięć miesięcy ukrywały się w Wyszkowie, próbują uporządkować swoje relacje z Kościołem katolickim - wynika z informacji, do których dotarliśmy. Według naszego rozmówcy wyszkowski epizod sióstr odbywał się za zgodą jednego z biskupów. Kuria zaprzecza tym informacjom - pisze Dziennik.
Eksmitowane z klasztoru w Kazimierzu Dolnym byłe zakonnice nie zaszyły się w leśnej głuszy. Zastosowały najlepszą metodę: chcąc się schować przed ludźmi, wtopiły się w tłum. 53 kobiety żyły w budynku położonym w centrum Wyszkowa. Jak twierdzi nasz rozmówca, wyprowadziły się z niego kilkanaście dni temu, zaraz po tym, jak przesłuchał je prokurator - pisze Dziennik. Informację o tym, że miejscem pobytu betanek jest Wyszków, otrzymaliśmy pod koniec zeszłego tygodnia. Udało się nam sprecyzować, że chodzi o budynek przy ulicy Prostej, gdzie mieści się prywatna przychodnia i apteka. Postanowiliśmy, że ze względu na uszanowanie prywatności zakonnic nie będziemy tego ujawniać. Staraliśmy się natomiast o rozmowę z siostrami. Betanki opuściły jednak dotychczasową kryjówkę. Nasi informatorzy twierdzą, że zakonnice zajmowały całe piętro budynku. - Jakieś cztery miesiące temu okna na piętrze zostały zasłonięte prześcieradłami. Wieczorami paliło się tam światło - mówi Dziennikowi mieszkanka osiedla. Betanki zachowywały się bardzo ostrożnie, nie dawały po sobie poznać, że mają cokolwiek wspólnego z zakonem. Opuszczały budynek w kilkuosobowych grupach, w zwykłych ubraniach. Zachowaniu dyskrecji sprzyjał także układ pomieszczeń i wyjść w budynku. Przez cztery miesiące nikt nie zauważył obecności sióstr w miasteczku. W czasie kilku pobytów w mieście nasi dziennikarze skontaktowali się ze wszystkimi proboszczami i miejscową policją. Rozmawialiśmy też z sąsiadami i sprzedawcami. Wszyscy pytani o betanki sprawiali wrażenie zaskoczonych. - Kobietami kierowało poczucie wspólnoty i zagrożenia. One się przede wszystkim czują wybraną wspólnotą i w imię tego są w stanie znosić wszelkie niewygody - mówi Dziennikowi dominikanin Tomasz Franc, który opiekował się betanka-mi podczas ich eksmisji w październiku zeszłego roku. Na ślad byłych zakonnic policja wpadła dzięki pracy operacyjnej, prawdopodobnie namierzając telefony, kiedy dzwoniły do swoich rodzin. Kilkanaście dni temu przyjechał do nich prokurator i namówił na przesłuchanie. Teraz siostry postanowiły wrócić na łono Kościoła katolickiego. Nasz rozmówca, wyszkowski biznesmen, który udzielił im schronienia, twierdzi, że trafiły pod opiekę księży i nadzór biskupów. Wczoraj biskup Stanisław Stefanek, ordynariusz diecezji łomżyńskiej, zaprzeczył jednak, że kuria w jakikolwiek sposób opiekuje się byłymi betankami.
Sugerował, że obecna administracja może doprowadzić do wojny jądrowej.
Rusza również pilotażowy program przekazywania zasiłków na specjalną kartę płatniczą.
Tornistry trafią do uczniów jednej ze szkół prowadzonych przez misjonarki.
Caritas rozpoczęła zbiórkę na remont Ośrodka dla osób w kryzysie bezdomności w Poznaniu.