Dlaczego podstawowy wniosek płynący z wypowiedzi ludzi, których nijak o zachłanność podejrzewać się nie da, brzmiał: „Pieniądze są potrzebne"?
Kościół i pieniądze to temat drażliwy – takie wrażenie można było odnieść po debacie „Kościół nie-miłosiernie bogaty?” zorganizowanej w ramach „Areopagu na Freta” w Warszawie. Dlaczego podstawowy wniosek płynący z wypowiedzi ludzi, których nijak o zachłanność podejrzewać się nie da, brzmiał: „Pieniądze są potrzebne”? Mówił to misjonarz, siostra zakonna pracująca z narkomanami i budująca dla nich dom-ośrodek terapeutyczny, młody ksiądz… Kluczem jest chyba odpowiedzialność. Za ludzi sobie powierzonych, za rozpoczęte dzieło miłosierdzia, za „materialną substancję kościoła”, którą trzeba utrzymać. Trzeba jasno powiedzieć: nie ma innych pieniędzy, niż te, które łoży wspólnota. Wszyscy ludzie, którzy pracują dla niej na różnych polach lub w jej imieniu (czyli w imieniu nas wszystkich) jadą na misje, pomagają ubogim mają prawo i do pomocy w utrzymaniu dzieł, które rozpoczęli, i do zapłaty, która im samym pozwoli żyć. „Zasługuje robotnik na swoją zapłatę” (Mt 10,7b). Ci wszyscy ludzie mają prawo do moich pieniędzy. To, co „ofiarowuję” nie jest łaską, ale wypełnieniem zobowiązania płynącego z bycia członkiem wspólnoty. Ale jest i druga strona medalu. Jako członek wspólnoty ja również mam prawo do pomocy. Mam prawo jej oczekiwać i nie jest niczyją łaską, że jej udzieli. Tymczasem dzieła pomocy bardzo często zatraciły charakter wspólnotowy. Owszem – istnieją. Pomoc zapewnia instytucja, wobec której człowiek zawsze będzie petentem. Innymi słowy: jako dający jestem członkiem wspólnoty, jako biorący klientem instytucji… Być może to rozwiązanie pozwala na większą skuteczność, stwarza większe możliwości, ale nie buduje więzi. Nie daje odczuć, czym jest wspólnota. Jeszcze jeden aspekt. W ciągu ostatniego miesiąca dostałam pocztą kilka próśb o pomoc ze strony różnych organizacji, niekoniecznie kościelnych lub okołokościelnych. Jedna przysłała kartki świąteczne, za które mogłam zapłacić lub je odesłać. Czas okazał się cenniejszy niż pieniądze, ale rozwiązanie cały czas uważam za nieuczciwe. Inna skarżyła się, że zaciągnęła kredyty, licząc że spłaci je z datków, a datków nie ma. Ma za to problem. Trzecia właśnie organizuje coroczną akcję pomocy. I tak dalej. Zapewne nie tylko ja jestem otoczona prośbami o pomoc. Nie jestem w stanie pomóc wszystkim. To irytuje, zniechęca i… uodparnia na kolejne prośby. W końcu „nie o to bowiem idzie, żeby innym sprawiać ulgę, a sobie utrapienie” (2 Kor 8,13). O tym również nie da się zapomnieć.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.