Ratownicy, prowadzący w kopalni Mysłowice-Wesoła akcję poszukiwawczą zaginionego górnika, po południu kolejny raz zostali wycofani z zagrożonego rejonu. Wobec spadku ciśnienia atmosferycznego na powierzchni, wzrosły stężenia wybuchowych gazów pod ziemią.
Jak poinformował w poniedziałek wieczorem Wojciech Jaros, rzecznik Katowickiego Holdingu Węglowego, do którego należy kopalnia, ok. godz. 16. w rejonie prowadzonych prac wzrosło stężenie gazów w atmosferze kopalnianej.
"Zostało to spowodowane m.in. przez zmianę pogody, a konkretnie spadek ciśnienia atmosferycznego. Ratownicy zostali po raz kolejny wycofani ze strefy zagrożenia. Ich powrót będzie możliwy, gdy parametry mieszaniny gazów w kopalni wrócą do wartości bezpiecznych, a tendencja utrzyma się" - wyjaśnił Jaros.
Jak zaznaczył, wartości wróciły do bezpiecznych wartości po ok. dwóch godzinach. Po otrzymaniu zgody kierownictwa akcji ratownicy będą mogli wrócić do swych działań.
Wcześniej przedstawiciele sztabu akcji informowali o rozpoczęciu usuwania blokującego ratownikom drogę rozlewiska - szacunkowo ok. 700 m sześc. wody. Potem ratownicy mają ruszyć w kierunku zaginionego, do którego brakować im może niespełna 200 metrów. Nie wiedzą jednak, czego spodziewać się na ostatnim odcinku drogi. Zabudowana była tam tzw. strefa zabezpieczająca ścianę ze względu na zagrożenie tąpaniowe. Przejście może być utrudnione przez uszkodzone elementy.
Ratownicy pod ziemią mogą pracować tylko w aparatach tlenowych. Choć atmosfera nie nadaje się do oddychania, ostatnio nie zbliżała się, jak zdarzało się to w poprzednich dniach, do wartości oznaczających zagrożenie wybuchem. Posuwając się w chodniku ratownicy budowali lutniociąg mogący dostarczać świeże powietrze, a także linię chromatograficzną, za pomocą której można cały czas badać skład atmosfery kopalnianej.
Skład atmosfery w podziemnych wyrobiskach przed ponownym popołudniowym pogorszeniem był lepszy niż wcześniej, ponieważ w sobotę po południu zamknięto tamę przeciwwybuchową. Odcięto w ten sposób dopływ powietrza do ściany oraz rozpoczęto podawanie tam azotu, co najpewniej spowodowało wygaszanie zarzewi pożaru. Równocześnie tłoczone jest powietrze do lutni, w której może znajdować się zaginiony pracownik.
W poniedziałek wieczorem mija tydzień od katastrofy w mysłowickiej kopalni. Na poziomie 665 m doszło prawdopodobnie do zapalenia bądź wybuchu metanu. W strefie zagrożenia znajdowało się wówczas 37 górników. 36 wyjechało na powierzchnię, 31 trafiło pierwotnie do szpitali. Jednego z górników, 42-letniego kombajnisty, dotąd nie odnaleziono.
Najciężej poszkodowani górnicy są leczeni w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. W placówce przebywa ich obecnie 23. W poniedziałek zmarł jeden z leczonych tam rannych, 26-letni górnik.
Stan pozostałych chorych od niedzieli znacząco się nie zmienił. Na oddziale intensywnej terapii w poniedziałek po południu było sześciu górników; dwóch z nich - w stanie krytycznym, niestabilnym. Czterech innych pacjentów nadal było w stanie "bardzo ciężkim, z niewielką tendencją do stabilizacji". Stan pozostałych 17 górników leczonych w oddziałach chirurgii CLO był stabilny, a ich życiu nie zagrażało niebezpieczeństwo.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.