W wywiadzie udzielonym KAI abp Mieczysław Mokrzycki, drugi papieski sekretarz,
który dziś posługuje na Ukrainie, podkreślił, że sądził, iż nie podoła
obowiązkom.
KAI: Czytając wywiad z Księdzem Arcybiskupem można niekiedy odnieść wrażenie, że papież niewiele mówił podczas spotkań ze swoimi przyjaciółmi, także ze swoimi sekretarzami, najbliższymi współpracownikami…
- Ojciec Święty umiał słuchać. Kiedy zapraszał gości do siebie, chciał dać im możliwość wypowiedzenia się, przekazania informacji i opinii, które go interesowały. Czasami tylko rzucał hasło czy pytanie i słuchał, aby później celnie odpowiedzieć.
KAI: W książce Ksiądz Arcybiskup nie mówi o pewnej niezwykle ważnej kwestii. Papieski pontyfikat to nie tylko posługa duchowa, to też ogromna praca administracyjna. Jak Jan Paweł II dawał sobie radę z machiną kurialną?
- Ojciec Święty był człowiekiem wszechstronnie utalentowanym. Wydawałoby się, że jest bardziej człowiekiem modlitwy, człowiekiem duchowym. Ale znał się na wielu dziedzinach – sztuce, teatrze, historii… Miał dobre przygotowanie humanistyczne z lat młodzieńczych i dysponował szerokim spojrzeniem na świat. Dlatego też zarządzanie nie sprawiło mu trudności.
KAI: Czy nie zdarzały się momenty irytacji czy zdenerwowania u Ojca Świętego, kiedy coś nie zostało dobrze przygotowane?
- Ojciec Święty już na początku swego pontyfikatu narzucił sobie i innym pewną dyscyplinę i rytm życia. Wiele wymagał od siebie, ale też od innych. Był zresztą bardzo systematyczny w swojej pracy. Raczej nie zdarzało się, by coś zostało nieprzygotowane. Przemówienia i homilie papież pisał z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem, więc nie było zdenerwowania i niespodzianek. Jedynie w 2000 r. - Roku Jubileuszowym prawie do ostatniej chwili poprawiał teksty swoich przemówień. To był jedyny moment niepokoju wśród współpracowników, ponieważ teksty trzeba było jeszcze m.in. przetłumaczyć dla dziennikarzy na języki obce.
KAI: Ojciec Święty cenił pracę dziennikarzy?
- Jan Paweł II wiedział, jak wiele dobrego dziennikarze mogą uczynić. Rozumiał, że dzięki środkom masowego przekazu treści, które chciał przekazać, mogą dotrzeć do ludzi, którzy nie mogli z nim się spotkać bezpośrednio i którzy w innym przypadku by ich nie usłyszeli. Wiedział, że praca dziennikarzy niesie z sobą wielką odpowiedzialność. Dlatego zawsze starał się być z nimi w kontakcie i chciał, aby wśród ludzi związanych ze środkami masowego przekazu prowadzone było duszpasterstwo.
KAI: Wiązała go też przyjaźń z rzecznikiem Watykanu Joaquinem Navarro-Vallsem…
- Miał do niego wielkie zaufanie i myślę, że Navarro-Valls dobrze reprezentował Stolicę Apostolską wobec mediów.
KAI: Jeżeli Ojciec Święty nie był czegoś pewien, czy zdarzało się, że prosił o połączenie telefoniczne z kimś odpowiedzialnym za daną sprawę?
- W takich przypadkach wzywał raczej na rozmowę prywatną. Telefonicznie rozmawiał z głowami państw i rządów m. in. z prezydentem Stanów Zjednoczonych przed wojną w Iraku.
KAI: Czy wśród prezydentów, głów państw miał osoby, które darzył szczególną sympatią?
- W książce wspomniałem, że darzył sympatią Jasera Arafata. Ojciec Święty okazywał przez to solidarność z narodem palestyńskim cierpiącym i walczącym o swoje prawa. Nigdy nie odmówił, kiedy Arafat wyraził chęć spotkania i rozmowy.