Co najmniej 10 osób zginęło w wyniku eksplozji kilku bomb, które wybuchły w centrum Dżakarty, stolicy Indonezji. Świadkowie mówili także o strzałach, które słychać było z wnętrza kawiarni, gdy zbliżali się do niej policjanci - informuje w czwartek nad ranem AFP.
Co najmniej 10 osób, w tym czterech napastników, zginęło w czwartek w kilku zamachach bombowych i strzelaninie w centrum stolicy Indonezji, Dżakarcie. Władze potwierdziły, że chodzi o ataki terrorystyczne, ale nic nie wskazuje na działania Państwa Islamskiego.
Agencja Reutera, powołując się na świadków oraz rzecznika policji, podała, że zginęło czterech napastników, a także trzech policjantów i trzy osoby cywilne. Z kolei Associated Press poinformowała, że zginęło siedem osób, w tym czterej sprawcy ataków. Poprzedni bilans ofiar śmiertelnych mówił o czterech zabitych.
Według mediów w Dżakarcie eksplodowało sześć bomb m.in. przy policyjnym posterunku przed centrum handlowym Sarinah przy głównej ulicy miasta i w kawiarni Starbucks. AP pisała wcześniej, że trzy wybuchy nastąpiły w pobliżu ambasad Turcji i Pakistanu. Według mediów cytowanych przez Reutera eksplozję słychać było też na zachodnich przedmieściach Dżakarty, Palmerah, ale policja poinformowała, że nie może potwierdzić tych doniesień.
Czterej napastnicy zginęli w budynku, gdzie znajduje się zaatakowana przez nich kawiarnia Starbucks; policjanci weszli do gmachu, a następnie w znajdującym się tam kinie wywiązała się strzelanina między funkcjonariuszami a napastnikami. "Oczyszczamy teren, niedługo ogłosimy, że sytuacja została opanowana" - powiedział policyjny rzecznik Iqbal Kabid.
Sieć Starbucks zapowiedziała, że z powodu ataków wszystkie jej lokale w Dżakarcie pozostaną zamknięte do odwołania.
Według indonezyjskiej stacji Metro TV policja uważa, że ataków dokonało do 14 bojowników. Do akcji antyterrorystycznej wysłano setki funkcjonariuszy sił bezpieczeństwa, w tym policyjnych snajperów.
Budynek ONZ, położony niedaleko jednego z zaatakowanych obiektów, został zablokowany; nikt nie jest wpuszczany do środka ani wypuszczany na zewnątrz. Niektóre z pobliskich wieżowców ewakuowano.
"Ten akt jest wyraźnie obliczony na zakłócenie publicznego porządku i szerzenie strachu wśród obywateli. Państwo, naród i ludzie nie powinni bać się podobnych aktów terroru ani im ulegać" - oświadczył prezydent Indonezji Joko Widodo.
Na razie nikt nie przyznał się do ataku, ale władze podejrzewają zbrojne ugrupowania islamistyczne, które w przeszłości dokonywały zamachów w Indonezji, najludniejszym kraju muzułmańskim świata. W sprawie czwartkowych ataków na razie nic nie wskazuje na związek z dżihadystyczną organizacją Państwo Islamskie (IS). "Niewątpliwie chodzi tu o działalność terrorystyczną, ale jak dotąd nie ma przesłanek, że jest ona powiązana z IS" - oświadczył szef indonezyjskiej agencji wywiadowczej Sutiyoso.
W ostatnich tygodniach służby bezpieczeństwa podjęły akcję wymierzoną w zwolenników Państwa Islamskiego, które - jak podała policja - zagroziło Indonezji atakami.
W grudniu policja aresztowała dziewięciu mężczyzn; jak przekazano chcieli oni dokonać w kraju ataków, które "zwróciłyby na nich uwagę światowych mediów". W sylwestra do ochrony świątyń, lotnisk i innych miejsc publicznych oddelegowano ok. 150 tys. policjantów i żołnierzy, a ponad 9 tys. funkcjonariuszy pilnowało porządku na Bali, gdzie w 2002 roku doszło do najtragiczniejszego dotąd ataku terrorystycznego w Indonezji; zginęło w nim ponad 200 osób.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.