Gwałtowne protesty w osadach miejskich (townships) w RPA przybrały w środę na sile. Mieszkająca w nich uboga ludność domaga się pomocy, którą władze obiecały przy okazji wyborów parlamentarnych trzy miesiące temu.
Zamieszki paraliżujące RPA, kraj o najsilniejszej gospodarce w Afryce, są największymi tego typu rozruchami odkąd Jacob Zuma objął urząd prezydencki. Protestujący wyrządzają nie tylko szkody materialne, niszcząc samochody i blokując autostrady, ale przyczyniają się też do zwiększenia poczucia niepewności, która jest następstwem fali strajków.
Najpierw protestowano w Meyerton, na południe od Johannesburga, gdzie ludzie sprzeciwiali się eksmisjom z miejsc tymczasowego zamieszkania. Następnie protesty dotarły do osady Thokoza, również w pobliżu Johannesburga. Tam domagano się lepszych warunków mieszkaniowych. 35 mieszkańcom zostały postawione zarzuty po tym, jak we wtorek zamieszki przybrały na sile.
Jak podało Talk Radio 702, mieszkańcy w prowincji Mpumalanga, w północno-wschodniej części kraju, zagrozili, że jeśli 100 osób aresztowanych podczas wtorkowych zamieszek nie zostanie wypuszczonych z więzienia, podpalą oni miejskie urzędy.
Pomoc ubogim była jedną z najważniejszych obietnic rządzącej partii Afrykański Kongres Narodowy (ANC), której przewodniczy Zuma.
Obecne działania rządu i prezydenta ogranicza jednak będąca wynikiem kryzysu recesja, która znacznie osłabiła gospodarkę kraju. Rząd boi się podejmować jakiekolwiek decyzje, które mogłyby odstraszyć ewentualnych inwestorów, na rok przed mistrzostwami świata w piłce nożnej w tym kraju.
Według najnowszego sondażu Calin Georgescu może obecnie liczyć na poparcie na poziomie ok. 50 proc.
Zapewnił też o swojej bliskości mieszkańców Los Angeles, gdzie doszło do katastrofalnych pożarów.
Obiecał zakończenie "inwazji na granicy" i zakończenie wojen.
Ale Kościół ma prawo istnieć, mieć poglądy i jasno je komunikować.