Wszystkie poglądy są dobre, byle nie były inspirowane chrześcijaństwem – dawało się słyszeć na politycznych salonach w ostatnich kilkudziesięciu latach. Coś jednak zaczyna się zmieniać.
Czasy realnego komunizmu, w których przyszło mi dorastać, przyzwyczaiły mnie, że w „oficjalnej rzeczywistości” o swojej wierze mogę mówić jedynie jako o rodzaju wstydliwej choroby. Najlepiej po wyznaniu „wierzę” dodając „ale”. Dlatego różne antychrześcijańskie ekscesy początku lat 90. nie od razu budziły mój zdecydowany sprzeciw. Tym bardziej że triumfalistyczny ton wypowiedzi części polskich katolików mógł budzić zażenowanie. Z biegiem czasu coraz wyraźniej docierało jednak do mnie, że zdaniem „elit” chrześcijanin, owszem, wierzyć może, ale na pewno nie powinien kierować się wiarą w codziennym życiu. A jeśli już koniecznie musi, trzeba maksymalnie ograniczyć możliwość jego oddziaływania na innych. Potwierdzeniem takiego podejścia może być dyskusja o obecności religii w szkole. Najpierw awantury wokół powrotu katechezy do szkół, potem dyskusje o wliczaniu stopnia z tego przedmiotu do średniej na świadectwie czy możliwości zdawania go na maturze. Broniąc rzekomo zagrożonych praw niewierzących, niewielu zauważyło, że katecheci, nie mogąc zostać wychowawcami klas, ciągle są, w majestacie prawa, traktowani jak… No właśnie, kto? Niebezpieczni dla wychowania młodych ludzi gorszyciele?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.
Według przewodniczącego KRRiT materiał zawiera treści dyskryminujące i nawołujące do nienawiści.
W perspektywie 2-5 lat można oczekiwać podwojenia liczby takich inwestycji.