Niedawno odwiedziłem znajdujący się w Lublinie dom formacyjny Ojców Białych Misjonarzy Afryki. Zgromadzenie zostało założone w 1868 roku przez ówczesnego arcybiskupa Algieru, późniejszego kardynała Karola Lavigerie. Od samego początku jego charyzmatem jest całkowite zaangażowanie na rzecz Afryki. Dziś liczy ok. 2000 kapłanów i braci z różnych krajów. Polskich ojców jest zaledwie jedenastu. Kleryków, którzy w tym roku rozpoczęli formację… dwóch. Kropla w morzu powołań.
Porównując ją z imponującą ilością polskich księży, czy choćby liczbą kandydatów do seminariów diecezjalnych przypomina mi się pytanie irlandzkiego misjonarza, zadane w trakcie jednego z misyjnych sympozjów: „O co Polakom chodzi, gdy modlą się o kolejne powołania? Dlaczego nie dzielą się hojniej swoja wiarą z innymi narodami?” Misjonarz ów potrafił ująć swym zapałem, więc mimo iż pytanie było jak rąbnięcie siekierą między oczy, zostało przyjęte entuzjastycznie przez słuchaczy. Rzecz jasna, nie miało na celu podważenia daru czyjegokolwiek powołania, choć bez wątpienia „w polskim Kościele jest miło, przyjemnie i wygodnie” prowokował misjonarz.
Aby oddać sprawiedliwość należy wspomnieć, że obecnie w krajach misyjnych pracuje ponad 2000 polskich misjonarzy. Znaczną część stanowią księża, bracia i siostry zakonne, ale są i misjonarze świeccy - będący znakiem powszechności misji ewangelizacyjnej Kościoła. Nie sposób również przecenić roli przyzakonnych wolontariatów misyjnych w kształtowaniu młodego pokolenia.
Czy jednak Polaków nie mogłoby być na misjach więcej? Zapewne mogłoby, a i sami misjonarze przekonują, że warto by było. Tym bardziej iż na brak potencjału wiary społeczeństwo polskie nie cierpi. Dla przykładu, według danych Ośrodka Statystyki Kościelnej, w roku 2007 łączna liczba polskich księży, alumnów, braci zakonni i sióstr zakonnych wynosiła 58 925. Skąd zatem deficyt chętnych do zgromadzeń stricte misyjnych? Przy dzisiejszym dostępie do informacji trudno tłumaczyć to brakiem wiedzy o misyjnej „ofercie Kościoła”.
Pozostają domysły, te jednak mogą być trefne, np.: czy taki stan rzeczy to efekt braku kształtowania misyjnej wrażliwości u podstaw chrześcijańskiego wychowania? Marginalizacja misjologii? A może to wynik zredukowania Chrystusowego wezwania „idźcie i czyńcie uczniów ze wszystkich narodów” do egzotyczno-heroicznego dodatku do wiary (najlepiej innych), utwierdzonego wyobrażeniami o misyjnych trudach i znojach? W tej perspektywie misje to rzeczywiście domena „wyczynowców”, choć o dziwo – ci którzy pół wieku spędzili na misjach, pomimo sędziwego wieku przyznają, że z radości tańczą.
Jakkolwiek rzeczy się mają z misyjnym zapałem Polaków przed nami kolejny Tydzień Misyjny. Dzięki uprzejmości Misjonarzy Afryki, przedstawimy w nim sylwetki misjonarzy: ojców, braci, biskupów pracujących na kontynencie afrykańskim. Są szczęśliwi, bo jak przyznają „ważne gdy człowiek rozważa swoje życie jako odpowiedzialność na innych. Wszystko, co robimy wynika z faktu, że kochamy Jezusa, że tak jak on staramy się kochać wszystkich ludzi”