Reklama

Paternalizm?

Przychodzi do kancelarii interesantka i słysząc pani natychmiast reaguje. Jaka tam pani! Halina jestem. Zapomniał proboszcz?

Reklama

Podczas jednej z przeprowadzek pomagający mi studenci zauważyli, że w nowej parafii ministranci mówią do proboszcza wujaszku. W prywatnej rozmowie pytali później, czy koniecznie trzeba być wujkiem, by cieszyć się zaufaniem i być dla młodych autorytetem. To był dla mnie sygnał. Owszem, szacunek, ale bez poufałości. W tym przekonaniu utwierdzały mnie również głosy krytykujących proboszczowski paternalizm. Opisujący to zjawisko najczęściej jednoznacznie kojarzyli je z wyniosłością, patrzeniem z góry i lekceważeniem parafian. Dlatego w rozmowach z dorosłymi zawsze stosowałem formę pan – pani, dodając – w zależności od sytuacji imię lub nazwisko.

Aż tu przychodzi do kancelarii interesantka i słysząc pani natychmiast reaguje. Jaka tam pani! Halina jestem. Zapomniał proboszcz? Od kiedy ojciec mówi do dzieci pani? – dodaje, widząc moją zdziwioną minę. Nie ona pierwsza. Gdy przychodzą ze swoimi zmartwieniami, by – czasem w pełnym tego słowa znaczeniu – wypłakać się w proboszczowską sutannę, nie chcą słyszeć form urzędowych, oficjalnych. Chcą być jak dzieci. Dlatego przełamuję opory. Choć mam świadomość jak takie zachowanie może odebrać postronny obserwator.

Wczoraj po Mszy św., w zakrystii, ustawiła się kolejka. Na końcu matka z dzieckiem. Kacperek stał ze spuszczona głową, chowając oczy pod daszkiem czapki. No mów, o co ci chodzi – zachęca matka, głaszcząc go po głowie. Cisza. Bo ja dzisiaj nie byłam u Komunii św.. I teraz on nie chce iść do domu, bo nie dostał od proboszcza krzyżyka. Kochany dzieciak. Po błogosławieństwie poleciał do samochodu jak na skrzydłach. Nawet myśleć nie chcę, co to będzie za dwa lata, gdy pierwsze ochrzczone przeze mnie dzieci pójdą do Pierwszej Komunii. Pierwszy był Oskar. Jego ojciec z dawnego ministranta przeobraził się w parafialnego organistę. Uzbierało się już ich trochę.

Kiedyś po sumie długo rozmawiałem z parafianami przed kościołem. Co prawda nie były to sprawy aż tak bardzo ważne, niemniej rozmowa się przedłużała. Zza parkanu obserwowali nas wczasowicze. Podeszli na końcu. Tu zawsze proboszcz idzie do domu ostatni? Trochę mnie zdziwiło ich pytanie. Bo my – kontynuowali – jesteśmy z dużej parafii. Ani my nie znamy księży, ani oni nas i nie ma takich rozmów. Msza się kończy i każdy wraca do swojego życia.

Właściwie po co się o tym wszystkim rozpisuję? Bo za tymi sytuacjami kryję się pytanie o wspólnotę. Czym ma być, jak powinna funkcjonować parafia, rozumiana jako wspólnota. Dla podejmujących ten temat najczęściej wyznacznikiem wspólnotowości jest istnienie grup modlitewnych i ruchów. A jeśli ich nie ma? Jeśli jest tylko (?) katecheza sakramentalna, tradycyjne nabożeństwa i Msza święta?

Coraz bardziej uświadamiam sobie, że parafia to nie tyle wspólnota grup modlitewnych i ruchów, ale przede wszystkim wspólnota rodzin. Domowy Kościół. Pięknie to nazwał Sobór. Wracał do tego określenia Jan Paweł II. Ksiądz Blachnicki tworzył Ruch Domowego Kościoła. Więc gdy widzę całe rodziny na Mszy św., rodziców przystępujących do spowiedzi i Komunii św. razem z dziećmi lub prowadzących ich po błogosławieństwo, potem idących wspólnie na cmentarz, pytanie gdzie są w parafii te wspólnoty wydaje mi się trochę bezzasadne. Zapyta ktoś, ile takich rodzin jeszcze jest. Wbrew pozorom sporo. Zatem czy trzeba silić się na tworzenie grupy modlitewnej, jeśli oni modlą się wspólnie w rodzinach? Owszem. Tworzyć dla tych, którzy takiej możliwości w rodzinie nie mają.

Wracając do obserwacji wczasowiczów. Wspólnota to również więzi. Wyrażające się we wspólnej modlitwie, ale i w byciu razem, ze sobą i dla siebie, w zwyczajnej rozmowie. Czasem o grzybach i dzikach w kartoflach, czasem o problemach z wychowaniem dzieci, a czasem o jakimś geście bądź znaku, mocno podkreślonym w liturgii. Nie zawsze wzniośle i pompatycznie. Może być z humorem. Byle nie zabrakło szacunku i wzajemnego zaufania. Wtedy może się zdarzyć, że rozmówca zwróci uwagę proboszczowi, by do swoich do dzieci nie mówił per pan i pani. A ten styl zwracania się do wiernych nie będzie miał nic wspólnego z paternalizmem. To będzie znak, że wspólnota budowana jest nie tylko w wymiarze poziomym, ale i pionowym.
 

«« | « | 1 | » | »»

TAGI| PARAFIA, RODZINA

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7
1°C Piątek
noc
1°C Piątek
rano
2°C Piątek
dzień
2°C Piątek
wieczór
wiecej »