W pełni identyfikuję z mocnym stwierdzeniem Benedykta XVI: „Tak nie jest i tak być nie powinno!”. Wierzę, że Bóg nie stwarza nikogo po to, aby umarł z głodu.
Moja babcia mawiała „Dał Pan Bóg zajączka, będzie i łączka”. Przypomniało mi się to porzekadło, gdy przeczytałem, co Benedykt XVI powiedział do uczestników rzymskiego szczytu ONZ do spraw wyżywienia i rolnictwa FAO, poświęconego walce z głodem i niedożywieniem na świecie. Moją uwagę przykuło zwłaszcza przekonanie Papieża, że nasza planeta jest w stanie wyżywić wszystkich swoich mieszkańców, mimo stałego wzrostu ich liczby. A także jego przestrogi przed groźbą globalnego oswojenia się z myślą, że głód jest czymś strukturalnym, „częścią składową rzeczywistości społeczno-politycznej krajów najsłabszych, przedmiotem poczucia zniechęcenia czy wręcz obojętności”. W pełni identyfikuję z mocnym stwierdzeniem Benedykta XVI: „Tak nie jest i tak być nie powinno!”. Wierzę, że Bóg nie stwarza nikogo po to, aby umarł z głodu. Wierzę, że w planie Bożym na świecie jest wystarczająco dużo możliwości, aby nakarmić wszystkich. Jakoś ufam Panu Bogu, że stworzył ten świat w taki sposób, aby nikt nie musiał głodować.
Problem w tym, że taka wiara i zaufanie wcale nie jest czymś łatwym i powszechnym. Być może mnie jest łatwiej, ponieważ nie mam pojęcia, co to znaczy być naprawdę głodnym, co to znaczy cierpieć z powodu braku zaspokojenia tej najbardziej podstawowej potrzeby. Ale okazuje się, że wielu ludzi będących w podobnej do mnie sytuacji, nie ma odwagi uwierzyć i zaufać Panu Bogu, że jeżeli dał aktualnie życie prawie siedmiu miliardom ludzi, to zapewnił im przynajmniej pewne minimum egzystencji.
Rzadko chodzę do hipermarketów, ale ilekroć tam zajrzę, zafascynowany przyglądam się wielkim koszom przepełnionym mnóstwem towarów, często o krótkiej trwałości. Zdarzało mi się pytać „kierowców” tych pełnych dóbr wszelakich pojazdów, dla jak wielkich to rodzin i na jak długi czas zapasy. Niejednokrotnie dowiadywałem się, że na tydzień dla trzech, czterech osób. Nieraz w rozmowie przyznawali z zafrasowaniem, że sporo wyrzucają, bo przecież trudno tak dokładnie zaplanować ile się czego zje w rodzinie przez siedem dni.
Ponieważ mam na sumieniu sporo zmarnowanego i wyrzuconego jedzenia, za każdym razem poczuwam się do winy, gdy czytam dane o marnowaniu żywności na świecie i w Polsce. Z dostępnych danych wynika, że problem marnowania żywności dotyczy głównie krajów wysokorozwiniętych, o wysokiej konsumpcji, gdzie żywność jest ogólnie dostępna, praktycznie w każdych ilościach. Szacuje się, że na świecie marnuje się nawet 1/3 żywności. Najczęściej do śmieci wyrzucamy chleb, ziemniaki, wędliny, warzywa, a zwłaszcza pomidory, owoce, a zwłaszcza jabłka, mięso, mleko, jogurty. 30 procent Polaków przyznało, że zdarza im się wyrzucić pełnowartościową żywność. Z badań przeprowadzonych przez CBOS w 2005 roku wynika, że wyrzucanie żywności w naszym kraju częściej zdarza się ludziom młodym, dobrze wykształconym, mieszkającym w wielkich miastach. Wyraźnie też powiązane jest z poziomem wysokości dochodów i oceną własnych warunków materialnych - im dochody wyższe, a warunki lepsze, tym częściej i więcej jedzenia marnujemy.
Nie wątpię, że ziemski glob jest w stanie wyżywić jeszcze więcej miliardów ludzi, niż w tej chwili go zamieszkuje. Ale nie w sytuacji, w której politycy nie tylko kierują się własnym egoizmem, ale również podsycają egoizm swoich wyborców. Żyjemy na kontynencie, na którym płaci się rolnikom ogromne sumy za to, że nie produkują tyle żywności, ile byliby w stanie. Żyjemy na świecie, w którym wymyślono skomplikowane systemu dotacji po to, aby utrzymać sztucznie wysokie ceny żywności. Ceny, które dla około miliarda ludzi oznaczają głód. Prawdziwy głód. Taki, który prowadzi do śmierci.
Benedykt XVI stanowczo sprzeciwił się „egoizmowi, który pozwala na to, by spekulacja dotarła na rynek zbożowy, co sprawia, że żywność uważana jest za taki sam towar, jak inne”. O co mu chodziło? O pewną rzadko w ostatnim czasie przypominaną przez Kościół katolicki zasadę z jego nauczania społecznego. Chodzi o zasadę powszechnego przeznaczenia dóbr. Zasada powszechnego przeznaczenia dóbr uzasadnia prawo wszystkich ludzi żyjących na ziemi do otrzymania z niej tego, co jest każdemu potrzebne do życia i utrzymania. Według niej Bóg przeznaczył ziemię, ze wszystkim, co ona zawiera, na użytek wszystkich ludzi i narodów, aby dobra stworzone dochodziły do wszystkich w słusznej mierze - w duchu sprawiedliwości, której towarzyszy miłość. Skoro zaś ziemia została stworzona w tym celu, aby dostarczać wszystkim ludziom zarówno środki niezbędne do życia, jak i narzędzia rozwoju, każdy człowiek ma prawo otrzymać z niej to, co dla niego jest konieczne. Dostęp każdego człowieka do dóbr, jakich potrzebuje w możliwych granicach, jest niezbędnym warunkiem zachowania przez niego życia i jego rozwoju jako osoby. Dostęp do tych dóbr, bez których nie jest możliwe życie godne człowieka, powinien być zatem na równi możliwy dla wszystkich, którzy są ich pozbawieni.
Tylko pozornie ta zasada kłóci się z inną zasadą, której broni Kościół - ochrony własności prywatnej. Zasada powszechnego przeznaczenia dóbr to nie żaden socjalizm ani tym bardziej komunizm, tylko zwykła solidarność i… wezwanie do nie mnożenia własnych potrzeb ponad miarę.
Tego ostatniego można się nauczyć. Można przestać kupować codziennie pięć bułek, jeśli wiadomo, że w domu zawsze zjada się ich tylko cztery. To samo dotyczy mnóstwa innych produktów.
Politycy wolą rozwiązywać problem braku żywności w wielu regionach świata regulacją urodzin. To łatwiejsze niż sprawiedliwe podzielenie tego, co na całym świecie jest do zjedzenia. A i zarobić jeszcze na tym można. Problem w tym, że oni mają na takie działania nasze przyzwolenie. Nas, katolików, także. Nie wystarczy zmienić mentalności polityków. Trzeba zmienić też naszą mentalność. Z mentalności konsumenta na mentalność człowieka.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.