Reklama

Ponowny proces ws. akcji w Magdalence

Ponowny proces trojga policjantów oskarżonych o niedopełnienie obowiązków podczas akcji zatrzymania w marcu 2003 r. dwóch bandytów w podwarszawskiej Magdalence rozpoczął się w poniedziałek przed Sądem Okręgowym w Warszawie. Podczas akcji zginęło dwóch policjantów, a 16 zostało rannych.

Reklama

Na ławie oskarżonych Sądu Okręgowego w Warszawie zasiadają Grażyna Biskupska - b. naczelnik wydziału ds. walki z terrorem kryminalnym Komendy Stołecznej Policji, Kuba Jałoszyński - b. dowódca pododdziału antyterrorystycznego i Jan P. - b. zastępca komendanta stołecznego policji (Biskupska i Jałoszyński zgadzają się na podawanie nazwisk). Grozi im kara do 8 lat więzienia.

W poniedziałek prokurator odczytał akt oskarżenia, w którym zarzucił oskarżonym m.in. nieodpowiednie przygotowanie akcji, brak odpowiedniego przepływu informacji, zaniedbanie przygotowania planu realizacji, brak odpowiedniej taktyki działania oraz brak zabezpieczenia medycznego na początkowym etapie akcji. Jak dodał, akt oskarżenia opiera się głównie na zebranych opiniach biegłych.

Biskupska nie przyznała się do winy, sąd odczytał jej obszerne wyjaśnienia złożone w śledztwie, z których sąd zdjął klauzulę poufności, m.in. dotyczące odpraw dotyczących akcji.

"Zależy mi na pełnym wyjaśnieniu sprawy" - tak rozpoczęła ona swoje zeznania kilka lat temu w prokuraturze. Jak wówczas dodawała, śmierć kolegów nie była wynikiem błędów i niedociągnięć, tylko "wybuchu zakamuflowanego urządzenia, którego nie sposób wykryć nawet podczas długiej obserwacji". "Nie zdarzyło się jeszcze w historii policji polskiej, aby przestępcy zaminowali teren, na którym się znajdują" - mówiła przed prokuratorem.

Odpowiadając na pytania prokuratora oskarżona uzupełniła, że posiadane przez policję informacje przed akcją były wystarczające do podjęcia decyzji o zatrzymaniu bandytów. Dodała, że w jej ocenie dłuższa obserwacja posesji w Magdalence nie przyniosłaby dodatkowych informacji, a groziłaby dekonspiracją policjantów. Zeznała, że bezpośrednie polecenie zatrzymania obu przestępców wydał Jan P.

Biskupska wyjaśniała ponadto, iż żaden przepis nie nakładał obowiązku sporządzenia pisemnego planu działań, a zabezpieczenie medyczne nie odbiegało od stosowanego w podobnych akcjach - jedna cywilna karetka w dużej odległości od miejsca realizacji. "Nawet gdyby karetka wyruszyła w chwili rozpoczęcia działań, to była tylko jedna karetka, pozostałe i tak musiały być dopiero wzywane" - mówiła. Przyznała też, że podczas akcji "stacje radiowe działały jak chciały", ale policjanci komunikowali się z dowodzącymi za pomocą telefonów komórkowych.

Do winy nie przyznał się w poniedziałek także Kuba Jałoszyński. "Podczas swojej służby w policji zawsze kierowałem się kwestią nadrzędności bezpieczeństwa policjantów" - mówił we wcześniejszych zeznaniach, które sąd rozpoczął odczytywać.

Na kolejnej rozprawie 18 stycznia przyszłego roku sąd będzie kontynuował odczytywanie zeznań obu oskarżonych mężczyzn, a także zadawał im pytania. Pełnomocnik oskarżycielki posiłkowej - matki jednego z poległych policjantów - mec. Paweł Gadkowski powiedział PAP, że długość ponownego procesu będzie zależała od sądu. "To będzie decyzja sądu, czy dopuści materiał z poprzedniego postępowania pierwszoinstancyjnego, sądzę, że obecnie sąd okręgowy ograniczy się do kwestii zakreślonych przez sąd apelacyjny" - powiedział.

Obrońca jednego z oskarżonych, mec. Marta Seredyńska, powiedziała natomiast dziennikarzom, iż ocena obrony od momentu pierwszego procesu się nie zmieniła. "Myślę, że ten proces będzie trwał krócej niż poprzednio" - dodała.

W marcu 2003 r. policjanci podjęli próbę zatrzymania dwóch przestępców - Roberta Cieślaka i Igora Pikusa - zamieszanych w zabójstwo policjanta w podwarszawskich Parolach w 2002 r. Do ujęcia przestępców powołano specjalną grupę w policji i do końca 2002 r. ujęto większość bandytów strzelających w Parolach.

W lutym 2003 r. - jak zeznawała w prokuraturze Biskupska - namierzono mercedesa, którym poruszał się Cieślak, wówczas jednak nie udało się go zatrzymać. Jednocześnie obserwacja dziewczyny Cieślaka doprowadziła policję do Magdalenki. Na początku marca 2003 r. zlokalizowano dom, w którym przebywali przestępcy.

Na terenie posesji, gdzie ukrywali się bandyci, rozmieścili oni jednak miny-pułapki, które wybuchły w pobliżu policjantów w momencie szturmu. Jeden z funkcjonariuszy zginął w wyniku wybuchu, inny zmarł od ran. W rezultacie wymiany ognia budynek częściowo spłonął; przestępcy zaczadzieli.

Pierwszy proces policjantów ruszył w październiku 2005 r. W czerwcu 2006 r. Sąd Okręgowy w Warszawie uniewinnił podsądnych, uznając m.in., że to nie działania oskarżonych, lecz Pikusa i Cieślaka spowodowały śmierć i rany policjantów. W czerwcu 2007 r. Sąd Apelacyjny w Warszawie zdecydował jednak, że będzie ponowny proces i uchylił ten wyrok. SA przychylił się do apelacji prokuratury, która wskazując na błędy "w ustaleniach faktycznych i obrazę przepisów postępowania" sądu I instancji, domagała się ponownego procesu. Od wyroku odwoływały się też oskarżycielki posiłkowe - matki zabitych policjantów.

«« | « | 1 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7
5°C Wtorek
noc
4°C Wtorek
rano
6°C Wtorek
dzień
6°C Wtorek
wieczór
wiecej »

Reklama