Udało się, dotarliśmy do Kantary! Odnaleźliśmy miejsce, gdzie Kazimierz Nowak był przetrzymywany w areszcie. Mieliśmy tu, jak i na trasie rownież parę innych przygód.
Kantara nie jest typem miasta, do którego przyjeżdża się, bo chce się tam być. Kazimierz Nowak nie znalazł się w nim też przez przypadek. Z Kairu na wschód wybrał się po to, by odebrać aż w Jerozolimie małoobrazkowy aparat fotograficzny firmy Contax, znacznie poręczniejszy od tego, którym dysponował dotychczas. Tu jednak właśnie, w Kantarze, na drodze po lepszy sprzęt go wstrzymano. Nie dano mu przejechać na drugą stronę Kanału Sueskiego, nad którym znajduje się miasto, a nawet - żeby nie było zbyt miło - zamknięto go tu w areszcie. Dla nas to dobrze.
Kwatera policji, gdzie mieści się też karcer, to z pewnością jeden z najstarszych budynków w Kantarze - pochodzi z początku XX wieku. A co to znaczy? Że zamknęli go (Nowaka) dokładnie tam, gdzie byliśmy. Bo owszem, trafiliśmy też na "dołek".
Nikt nas co prawda nie aresztował, ale i tak wesołych momentów nie brakowało. Na komisariacie chcieliśmy uzyskać pozwolenie na noclegi, powiedziano nam bowiem, że w tym - tak 80 lat temu, jak i teraz - nieprzyjaznym obcokrajowcom mieście jest ono niezbędne i bez niego nie mamy czego tu szukać.
Zainteresowanie mundurowych nami było dość spore, trafiliśmy wnet do biura kapitana (lub kogoś w tym stylu, w każdym razie gwiazdek na ramionach miał jak w planetarium). Siadamy, herbata, śmiechy chichy. Piotr próbuje tłumaczyć, dlaczego przyjechaliśmy do Kantary, kim był Kazimierz Nowak itd., napotyka jednak na silny opór materii. Na sali znajduje się sporo osób, wszyscy przy tym zachowują się dość swobodnie. Kulminacja nadchodzi w momencie, gdy najwyższy chyba rangą kapitan, starszy, krągły wesołek pod okularem, wyciąga telefon i zaczyna dzwonić.
Robi sobie z nas żarty, bo twierdzi, że możemy przenocować u niego w domu (a wciąż i nadal nikt nas tu nie chce), tylko musi najpierw powiadomić "męża" ("I'm calling my husband" - mówi). "Męża?!" - pyta Magda. - "Naprawdę masz męża?!". Chwila milczenia, o co chodzi, w końcu kapitan zatrybia, i jest wybuch! Rechocze tak, że mało nie spadnie z krzesła, głową zarzuca w tył, że uderza w ścianę, niżsi rangą biorą z niego przykład, jesteśmy najweselszą grupą w Kantarze. Brzuch boli mnie wreszcie nie z zatrucia.
A pozwolenie na nocleg? Szkoda gadać. Za pokój musimy zapłacić najwięcej jak dotąd na naszej trasie.
Niezmordowany i niezawodny Paweł prosi, by obudzić go o 6.30. Do Kairu wrócić zamierza również rowerem. Rusza o 7 rano. Dziś przynajmniej bez tego parszywego błota.
My natomiast (Magda, Piotr i ja) śpimy sobie parę minut dłużej, a w ciągu dnia uzupełniamy kolekcję naszych pieczątek z podróży o tę z poczty w Kantarze (Piotr jedzie na nią na rowerze), obserwujemy przepływające przez wąski, za to głęboki Kanał Sueski gigantyczne kontenerowce, następnie zaś robimy szybki wypad pociągiem do Port Saidu, gdzie Kanał się kończy (lub zaczyna). Gdy tam jesteśmy (świeża bryza, tysiące kotów, architektura "nowoorleańska"), dokładnie o 16:00 dostaję od Pawła smsa o treści "Jestem juz w Kair". 169 km dzisiaj, 369 w dwa dni. I nadal ma rezerwy energii!
z bloga Piotra Romejko (rowerek-promyka.blogspot.com):
(…) Historia wyprawy Nowaka do Kantary to, co ciekawe, historia fotograficzna. Kazimierz Nowak w Afryce Północnej dysponował ciężkim aparatem na szklane pozytywy. Tymczasem do Jerozolimy został wysłany dla niego świetny aparat małoobrazkowy Contax (do dzisiaj porównywany z Leicą), na dużo lżejsze, i używane zresztą do dzisiaj, negatywy czarno-białe. Nasz Podróżnik postanowił zatem wybrać się z Kairu po aparat do Jerozolimy, jednak został zatrzymany na granicy, która wówczas wypadała na Kanale Sueskim (w Kantarze właśnie). Po spędzeniu doby w areszcie Nowak wrócił z powrotem do Kairu, gdzie aparat został przesłany z Jerozolimy.(...)
ilustracja, która mówi wszystko o tym, jak nie doszło do montażu tabliczki w Centrum Archeo UW
W Kairze - wcześniej - 19 stycznia...
(.... ) miejscowy stolarz przygotował nam gustowną deseczkę pod tabliczkę upamiętniającą Kazimierza Nowaka, dopasował wkręty, gwoździe, wszystko. Swoją robotę wykonał - jak tu się mówi - 'mabruk', jak należy, a nawet lepiej. Zadowolenie.
Po południu stawiliśmy się, jak to było umówione, w dzielnicy Heliopolis, by zamontować drugą w Egipcie Nowakową tabliczkę na budynku Centrum Archeologii Śródziemnomorskiej Uniwersytetu Warszawskiego. Miejsce wydawało się wystarczająco prestiżowe. Okazało się jednak, że za bardzo. Mieliśmy pozwolenie od uczelni, pieczątki, podpisy, to jednak nie wystarczyło. A podobno to egipskie instytucje specjalizują się w piętrzeniu formalnych przeszkód. Niezadowolenie (...)
... a oto i sama tabliczka, już zamontowana Jeden z kairskich tropów wskazywał, że coś może się udać. W zeszycie, w którym Kazimierz Nowak skrzętnie kolekcjonował pieczątki i podpisy z miejsc, które odwiedził, znajduje się bowiem potwierdzona adnotacja, że polski podróżnik był m.in. w zakładzie fotograficznym o niekoniecznie wymyślnej nazwie - Agfa-Photo - mieszczącym się przy Placu Opery 48.
Obeszliśmy plac raz, drugi i trzeci, prowadząc przy tym intensywne rozpytanie (znajomość arabskiego Teo po raz kolejny). Niestety - w ciągu ostatnich 70-kilku lat numeracja przy placu zdążyła się zmienić (i to zapewne nie jednokrotnie), niewiele pozostało też tu starych budynków. Zakłady fotograficzne? I owszem, z pamięcią pracujących w nich osób już jednak gorzej, przynajmniej tą dotyczącą lat przed ich pojawieniem się na świecie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.