Ostatecznie zawsze chodzi o to, aby prowadzić człowieka do spotkania z Jezusem Chrystusem. Jest to tak proste, że aż banalne.
KAI: Pytanie bardziej generalne, o Kościół w okresie dobrej zmiany, którą mamy w Polsce. Czy nie przeraża Księdza Arcybiskupa skala głębokich podziałów, jakie charakteryzują dziś Polaków, Kościoła nie wyłączając?
- Wszyscy mówią, że jest to problem, ale na tym się kończy. Nikt nic nie robi, aby podziały te przezwyciężyć. Każdy mówi, że chciałby jedności, ale na jego warunkach.
KAI: A co powinien zrobić Kościół?
- Nie stać się stroną w sporze, nie opowiedzieć się po jednej stronie, bo to byłoby wbrew jego misji. Tożsamość Kościoła zdefiniował Sobór Watykański II pod natchnieniem Ducha Świętego. Kościół ma być skutecznym narzędziem jedności całego rodzaju ludzkiego.
KAI: A może najpierw spójrzmy jak Kościół jest zdolny dbać o własną jedność?
- Opisują to dwie zasady: nieustanne powracanie do Jezusa oraz ciągły powrót do ewangelicznych źródeł. Jesteśmy przekonani, że jeśli spotykamy się z Jezusem, to jesteśmy bliżsi sobie wzajemnie.
KAI: Spróbujmy to odnieść do świata polityki?
- Trzeba by wrócić do tego, co jest źródłowe, czyli zapytać o zasadniczy cel politycznego działania. Każdy polityk zna definicję, że „polityka jest roztropną troską o dobro wspólne”. A jak mają się do tego spory, które dziś są tak bardzo zaognione? Potrzebny jest moment refleksji: Po co to wszystko? Czemu to służy?
Benedykt XVI kiedy był w Warszawie, powiedział, że trzeba szukać modelu jedności w małżeństwach mieszanych. A w małżeństwie np. pomiędzy katolikiem a luteranką jest to jedność w miłości, niezależnie od wyznaniowych różnic. Małżonkowie muszą postawić sobie pytanie, jak wspólnie wychować dzieci, jak pokazywać to, co ich łączy a jak podchodzić do tego, co dzieli?
A odnosząc to doświadczenie do sporu politycznego, wydaje się, że dla polityków niezbędnym minimum winno być przekonanie, że drugiej stronie także idzie o Polskę. A jeśli tego nie uznamy, a będziemy mówić, że ktoś jest zdrajcą, nie będzie płaszczyzny do rozmowy.
KAI: Kościół - i podkreślał to Jan Paweł II - ma być równocześnie "znakiem sprzeciwu", sumieniem demokracji. Jak i na ile ta rola jest dziś realizowana?
- Odczytuję to inaczej. Symeon mówi o Jezusie, że jest On znakiem "któremu sprzeciwiać się będą". A kiedy się Jezusowi sprzeciwiają, to trzeba być z Jezusem w tym jego odrzuceniu.
KAI: A jeśli w życiu publiczno-politycznym dzieje się coś ewidentnie złego? Czy pasterze Kościoła nie powinni alarmować?
- Zasady są proste, pytanie tylko na ile my mamy odwagę, żeby je stosować. Kościół ma prawo się odezwać – jak to mówiono w średniowieczu - ratione peccati. Kiedy jest problem na poziomie moralności czy etyki, głos Kościoła jest potrzebny.
Ewangelia mówiąca o potrzebie płacenia podatków Cezarowi zawiera dwa elementy odpowiedzi jakiej udzielił Jezus. Pierwszy, że nie zrobicie ze mnie polityka i nie wmontujecie mnie w wasz mesjanizm polityczny. A drugi to przypomnienie, że kiedy spieramy się o politykę, to nie zapominajmy, że Bóg jest pierwszy.
KAI: A jak Ksiądz Arcybiskup odbiera to, co się dzieje we Francji w związku z wyrokiem sądu nakazującym usunięcie krzyża z pomnika Jan Pawła II?
- Problem odczułem na własnej skórze, gdy kiedyś w Jerozolimie wraz z księżmi szliśmy na Wzgórze Świątynne. Musieliśmy powyjmować Biblie i krzyże i zostawić je w budce strażnika. Zasada jest taka, że mogę wejść na Wzgórze Świątynne ale pod warunkiem, że stanę się "nikim", bez własnej tożsamości religijnej. Paradoks polega na tym, że jest to święte miejsce dla Żydów, chrześcijan i muzułmanów. Mogłoby być miejscem spotkania i jedności, ale wówczas, gdybyśmy przychodzili tam jako chrześcijanin, Żyd i muzułmanin. Jedność możliwa jest, kiedy jestem sobą i mam na tyle ugruntowaną tożsamość, że nie boję się spotkania z drugim.
Próba budowania społeczeństwa, które się "czyści" ze znaków tożsamości – a z tym mamy do czynienia w laickiej Francji - jest szaleństwem.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.