Wyjście awaryjne

Okna życia są klasycznym „wyjściem awaryjnym”. Takie wyjście dla bezpieczeństwa człowieka jest niezbędne, chociaż najlepiej, gdyby nigdy z niego nie trzeba było korzystać.

Od kilku tygodni „Dziennik Gazeta Prawna” prowadzi „Akcję społeczną” pod hasłem „Adopcja po prostu”. Dzisiaj (wtorek, 9 marca 2010) podjęła temat bulwersujący, a właściwie przerażający. Opisuje proceder handlu dziećmi w Internecie. Nie gdzieś daleko w pozbawionym podstawowych fundamentów moralnych świecie „Zachodu”, ale w Polsce. Według gazety dzieci kupują za pośrednictwem sieci polskie małżeństwa, zdesperowane z powodu długotrwałej procedury adopcyjnej.

O tym, że w Polsce nie jest łatwo adoptować dziecko wiadomo nie od dzisiaj. Czy dzięki akcji dziennika będzie prościej? Zobaczymy. Każdy, kto kiedykolwiek zetknął się z tym problemem wie, że sprawa jest bardzo skomplikowana i wielowarstwowa, ponieważ dotyczy decyzji o losach konkretnych ludzi. Dotyczy decyzji podejmowanych na całe życie i nieodwracalnych. Trzeba więc, poprawiając rozwiązania prawne, bardzo uważać, aby nie wylać dziecka z kąpielą. Zbytnie uproszczenia mogą prowadzić do pochopnych decyzji, unieszczęśliwiających ludzi na całe życie.

Przy okazji sprawy adopcji pojawiła się w dyskusji kwestia „Okien życia”. Szefowa jednego z polskich ośrodków preadopcyjnych powiedziała: „Kiedy okna życia pojawiły się w Polsce, wszyscy twierdzili, że to wspaniałe rozwiązanie. Bo kobiety będą mogły zostawić w nich dzieci, a one od razu będą trafiać do adopcji. To bzdura! Z oknami życia mamy wielki problem”. Po czym opowiedziała historię dwójki dzieci zostawionych w „Oknie życie”, które trafiły do jej ośrodka. „Zaczęło się od tego, że szpital powiadomił o tych dzieciach sąd. Jednocześnie policja zgłosiła sprawę do prokuratury, a ta założyła sprawę, by szukać matki biologicznej. Pytam: po co? Skoro mówi się, że bez żadnych konsekwencji można zostawić w tych oknach życia dziecko? Udało mi się jednak ubłagać sędzię, by ustanowiła mnie kuratorem dla tych dzieci” – relacjonowała dramatycznie. „Kiedy zapytałam w prokuraturze, ile czasu zajmie uregulowanie ich sytuacji prawnej usłyszałam, że nawet do dwóch lat! Przecież to czysty idiotyzm: przez te dwa lata dzieci nie mogłyby przecież pójść do adopcji. Nie pozwoliłam, żeby tak to się skończyło. Złożyłam tyle pism do sądu rodzinnego, że ostatecznie udało się wywalczyć uregulowanie sytuacji prawnej jednego dziecka po czterech, a drugiego po sześciu miesiącach. I to była naprawdę bardzo szybka procedura” – stwierdziła szefowa preadopcyjnego ośrodka.

Przypomniałem sobie, co zapowiadano, gdy w Polsce powstawały pierwsze „Okna życia”. Czytałem wtedy w gazetach wypowiedzi ważnych ludzi m. in. ze sfery polityki i życia społecznego, że najpóźniej po trzech miesiącach pozostawione w nich dzieci będą miały nową rodzinę. Ale pamiętam również, że już wtedy, gdy prawie cztery lata temu w pierwszym polskim „Oknie życia” w Krakowie znaleziono pierwszą dziewczynkę, wyszło na jaw, iż „sytuacja prawna porzuconego noworodka jest skomplikowana”. „Minie co najmniej kilka miesięcy, zanim dziewczynka trafi do adopcji. Dla dobra tego dziecka najlepiej by było, gdyby matka zgłosiła się i zrzekła swoich praw. Tym bardziej, że nie grozi jej sprawa karna, bo zostawiła małą w bezpiecznym miejscu, a nie na śmietniku – mówił wtedy „Gazecie Wyborczej” sędzia Waldemar Żurek, rzecznik krakowskiego sądu.

Sędzia Waldemar Żurek odezwał się również w toczącej się obecnie na łamach „Dziennika Gazety Prawnej” debacie. Wystąpił zdecydowanie w obronie „Okien życia”, ale również… w obronie procedur. „Nie jest prawdą, że sprawy te muszą się toczyć latami. U nas średnia, zmierzająca do skutecznej adopcji, zbliża się do dwóch miesięcy, czasem nawet krócej. Ale to efekt współpracy wielu podmiotów i zaangażowania wielu ludzi dobrej woli” – wyjaśnia dzisiaj sędzia Żurek. Ale wyjaśnia coś jeszcze: „Gdy przyjrzy się dokładnie zagadnieniu matek, zwłaszcza samotnych, działających w tzw. depresji poporodowej, to niewątpliwie dobrze, że są takie sądowe terminy. One pozwalają czasem matce, która zostawiła dziecko w stanie chorobowym, dać czas na ochłonięcie, zastanowienie, a nawet odebranie porzuconego raz dziecka. Musimy dać im taką szansę”. I trzeba mu przyznać rację, zwłaszcza gdy się wspomni nagłaśnianą niedawno w mediach historię Agatki z Kielc, którą matka najpierw zostawiła w „Oknie życia”, a potem postanowiła odzyskać. „Byłoby najlepiej, gdyby dziecko wróciło do matki. Ufajmy, że wszystko będzie dobrze” - nie miał wątpliwości ks. Krzysztof Banasik, wicedyrektor Caritas Diecezji Kieleckiej. I opowiadał, jak to kilka godzin po pozostawieniu dziecka w „Oknie życia” zgłosiła się do Caritas najpierw babcia dziewczynki, a później jej mama. „Bardzo żałowała tego, co zrobiła, przeszła załamanie nerwowe i była zdesperowana” - opowiadał ks. Banasik.

Paradoksalnie ta historia pokazuje, że „Okna życia”, które według jednych prawników są w ogóle nielegalne, a według innych działają na granicy prawa, mają sens. Nie znoszą procedur prawnych, ale sprawiają, że nabierają one w niektórych dramatycznych sytuacjach bardziej ludzkiego oblicza. Są klasycznym „wyjściem awaryjnym”. Takie wyjście dla bezpieczeństwa człowieka jest niezbędne, chociaż najlepiej, gdyby nigdy z niego nie trzeba było korzystać.

«« | « | 1 | » | »»

TAGI| OKNO ŻYCIA

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
31 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
6°C Piątek
rano
13°C Piątek
dzień
14°C Piątek
wieczór
11°C Sobota
noc
wiecej »